Twoim obowiązkiem nie jest dawać dziecku szczęście. Psycholog ostrzega: możesz mu wyrządzić krzywdę

mamadu.pl 8 godzin temu
Rodzice odruchowo chcą chronić swoje dzieci przed smutkiem, rozczarowaniem i frustracją. Jednak – jak podkreśla psycholożka Becky Kennedy z Uniwersytetu Columbia – nadmierne "uszczęśliwianie" dzieci wcale im nie pomaga. Przeciwnie: niszczy ich odporność psychiczną.


Dlaczego nie wolno "uszczęśliwiać" dzieci na siłę?


Pierwszą reakcją rodziców jest często: "Nie płacz, wszystko będzie dobrze". Brzmi troskliwie, ale – jak mówi Becky Kennedy, psycholożka kliniczna z Uniwersytetu Columbia – to wcale nie pomaga:

"Zadaniem rodzica nigdy nie jest uszczęśliwianie dziecka ani łagodzenie wszelkich trudności" – mówi Kennedy, prowadząca również ceniony podcast dla rodziców "Good Inside".

"Naszym zadaniem w tych trudnych chwilach… jest dostrzeganie w dziecku bardziej zdolnej wersji, niż ono samo jest w stanie dostrzec".

I to zdanie wywraca do góry nogami nasze przyzwyczajenia. Bo w praktyce, próbując na siłę poprawić humor maluchowi, odbieramy mu szansę na coś znacznie ważniejszego – budowanie odporności psychicznej.

Ja to widzę tak: jeżeli dziecko zawsze dostaje plasterek na smutki od mamy czy taty, nie nauczy się nigdy, iż smutek czy frustracja to emocje, które można samemu unieść.

Dzieci potrzebują frustracji, nie ochrony przed nią


Kennedy tłumaczy to wprost: dzieci uczą się przez błędy, łzy i momenty załamania.

"Nauka jest bardzo chaotyczna. Nauka wiąże się z załamaniem. Z mówieniem: 'Jestem taki głupi' i 'Nie dam rady'" – wyjaśnia.

Nasza interwencja "pozbawia dzieci możliwości samodzielnego uczenia się i postrzegania siebie jako odpornych uczniów".

I tu mam swoje doświadczenie – kiedy mój syn siedział nad zadaniem z matematyki i płakał, iż "jest beznadziejny", moim pierwszym impulsem było rozwiązanie zadania za niego.

Ale przecież w ten sposób pokazałabym mu tylko jedno: iż faktycznie sobie nie


radzi i potrzebuje kogoś lepszego. A on potrzebował jedynie obecności, nie gotowej odpowiedzi.

Jak wspierać bez wyręczania?


Kennedy proponuje prostą, ale mocną odpowiedź:


"Masz rację. To zadanie matematyczne jest naprawdę skomplikowane. Wydaje się trudne, bo jest trudne. Mogę usiąść obok ciebie, mogę sprawdzić, jak się masz, mogę wziąć z tobą oddech – ale nie zrobię tego za ciebie, bo wiem, iż dasz sobie z tym radę. Wierzę w ciebie. Razem przez to przejdziemy".

I właśnie to jest esencja zdrowego rodzicielstwa. Empatyczne, ale stanowcze podejście, które pokazuje dziecku: "widzę cię, czuję twoją frustrację, ale nie odbiorę ci szansy, byś sam sobie poradził".

Nie raz złapałam się na tym, iż łatwiej jest dać gotowe rozwiązanie, niż wytrzymać czyjąś złość czy smutek. Ale to właśnie ta cierpliwość buduje odporność – zarówno dziecka, jak i rodzica.

Rodzic jako przewodnik, nie wybawca


I może to jest najważniejszy wniosek. Nasze dzieci nie potrzebują superbohaterów, którzy rozwiążą każdy problem. Potrzebują świadków ich emocji i przewodników, którzy powiedzą: "Ok, jest ciężko – ale wierzę, iż sobie poradzisz".

Bo w życiu nie zawsze obok będzie mama lub tata. Ale jeżeli damy naszym dzieciom narzędzia, by stawić czoła porażkom, to poradzą sobie także wtedy, gdy zostaną sami.

Źródło: cnbc.com


Idź do oryginalnego materiału