Paryski nie-co-dziennik
A dalej: Sąd nad sztuką nowoczesną w czasach nazizmu – to tytuł i podtytuł ekspozycji w paryskim Muzeum Picassa, która nawiązuje do wystawy z 1937 roku w Monachium zorganizowanej z inicjatywy Hitlera, aby ośmieszyć dzieła zakazane przez III Rzeszę.
Faszyzm nadawał polityce estetykę, pisał Walter Benjamin. Estetykę totalną. W przypadku nazizmu hołdującą realizmowi gloryfikującemu czystą rasę aryjską i czystą kulturę niemiecką oczyszczoną z obcych wpływów, które uosabiała figura Żyda. Inna sztuka była „sztuką zdegenerowaną” (Entartete Kunst). W Niemczech liczyła 16 558 dzieł, obrazów, rzeźb i rysunków, które skonfiskowano w muzeach niemieckich i kolekcjach prywatnych. Część z nich spalono w Berlinie, część sprzedano na aukcji w Lucernie (van Gogha, Matisse’a, Picassa, Kandinsky’ego), niektóre przywłaszczyli sobie nazistowscy notable, a 650 prac zaprezentowano na monachijskiej wystawie, by je publicznie zdyskredytować i potępić jako stworzone przez Żydów albo osobników chorych psychicznie lub moralnie. Znalazły się na niej dzieła takich twórców jak Klee, Ernst czy Kokoschka.
– Wszędzie dookoła widać potomstwo szaleństwa, bezwstydu, nieudolności i zwykłej degeneracji. To, co przedstawia ta ekspozycja, wywołuje w nas wszystkich przerażenie i niesmak – mówił, otwierając wystawę, jej komisarz Adolf Ziegler. Aby podsycić oburzenie i gniew publiczności, eksponaty podzielono na grupy, które opatrzono wrogimi tytułami jak: Celowy sabotaż bezpieczeństwa narodu, Napaść na niemiecką kobiecość, Tak widziały naturę chore umysły, Ekspresja duszy rasy żydowskiej, Ideał, czyli kretyn i prostytutka.
Wystawa paryska przywołuje ten toksyczny czas czystki. Pokazuje i podsumowuje te tragiczne lata sztuki współczesnej. Atak na nią i jej twórców. W sześciu salach pokazuje sześćdziesiąt dzieł odzyskanych dla sztuki (m.in. Chagalla, van Gogha, Picassa). To fascynujące, choć ponure zanurzenie się w awangardę czasów nazistowskiego reżimu. Mroczny rozdział w historii sztuki.
Równocześnie z monachijskim pokazem „sztuki zdegenerowanej” odbyła się w Monachium propagandowa kontrwystawa: „Pierwsza Wielka Niemiecka Wystawa Sztuki” artystów prawdziwych, bo narodowosocjalistycznych. Miała oficjalnie pokazać wyższość „czystej sztuki niemieckiej” nad wynaturzoną „zgniłą” sztuką awangardową. Otworzył ją osobiście Adolf Hitler, artysta malarz w młodości niedoceniony, który teraz, w wieku 48 lat, apodyktycznie perorował: „Kubizm, dadaizm, futuryzm, impresjonizm i tak dalej to sztuczny bełkot ludzi, którym Bóg poskąpił łaski prawdziwie artystycznego kunsztu, obdarzając przymiotem gadulstwa i oszustwa”. Nazistowski tygodnik „Der Stürmer” wtórował Führerowi: „Jakie to szczęście znów być między swoimi”.
To w obszarze sztuki, nie polityki, najpierw młody Hitler marzył o swej wielkości. Wierzył, iż jego przeznaczeniem jest sława wielkiego malarza. Dwa razy zdawał do prestiżowej Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu i dwa razy bez powodzenia. Zraniony w swych ambicjach nie chciał próbować dostać się do innej, mniej prestiżowej szkoły. Swoje obrazy miał sprzedawać Żydom z wiedeńskiej Meldemannstrasse. Niektórzy pytali (Michael Kerrigan), czy za te swoje doświadczenia artystycznej przegranej nie winił żydowskich mecenasów kupujących jego „dzieła” i nie rozciągał wrogości na wszystkich Żydów? Wcześniej miał się choćby przyjaźnić z Żydami, ale z czasem postępujące „wynaturzenie” sztuki przypisywał żydowskim krytykom i mecenasom zaangażowanym w kupno i sprzedaż dzieł sztuki. Goebbels, sam pragnący w młodości zostać poetą, tak go „pocieszał”: „Polityka jest najwyższą i najbardziej złożoną formą sztuki, a my, którzy kształtujemy współczesną politykę Niemiec, uważamy się za artystów”.
I ci „artyści polityki” prześladowali nienazistowskich artystów, uznając ich za „zdegenerowanych” (zwłaszcza niemieckich ekspresjonistów). No i aby „uczynić Niemcy znów wielkimi” (Make Germany Great Again) zabraniali im wystawiania swych prac; również degradowali społecznie, jak Ottona Dixa czy Paula Klee. Pierwszego pozbawili profesury na Akademii w Dreźnie, drugiego, jako rzekomo galicyjskiego Żyda, prawa nauczania na Akademii w Düsseldorfie, a bywało, iż i fizycznie ich eliminowano. Taki los spotkał Elfridę Lohse-Wächtler. Jej obrazy skonfiskowano i zniszczono, a malarkę przymusowo wysterylizowano i zamordowano w 1940 roku w ramach „Akcji T4”, polegającej na fizycznej „eliminacji życia niewartego życia” ludzi psychicznie i fizycznie upośledzonych.
Ekspozycję w Muzeum Picassa kończy dzieło George’a Grosza „Metropolis”, a jej recenzję w „Le Monde”, zatytułowaną „Sztuka znienawidzona przez nazistów”, okrzyk wspomnianego już Ottona Dixa: Niech żyje degeneracja!
I żyje do dziś tłumnie podziwiana przez paryżan w muzeum jednego z tych „zdegenerowanych” artystów, twórcy obrazu Guernica z tegoż 1937 roku – roku monachijskiej wystawy. A tamta ekspozycja „sztuki zdegenerowanej” odbyła jeszcze tournée po kilku miastach Niemiec. W ciągu kilku miesięcy obejrzało ją ponad dwa miliony widzów, trzy razy więcej niż tę równoczesną Wielko Niemiecką, co uczyniło z niej najpopularniejszą wystawę III Rzeszy.
Leszek Turkiewicz