Psycholog: Zgłaszając przemoc nie jesteś "sześćdziesioną". Może właśnie ratujesz komuś życie

natemat.pl 10 godzin temu
– jeżeli ktoś jest permanentnie nękany – co oczywiście nie tłumaczy zbrodni, ale pokazuje pewne mechanizmy – kumuluje się w nim bardzo dużo złości, która musi znaleźć ujście. I czasami to się może skończyć tragicznie. W chwili impulsu i ogromnej złości, chęci odwetu, taka osoba wybucha, czasami niekoniecznie planuje zabójstwo. Nie wiemy, jak było w przypadku Mai z Mławy, ale w serialu tak się zadziało – mówi dr Magdalena Wagner-Jezierska, psycholog i terapeutka dzieci, młodzieży.


Widziała pani serial "Dojrzewanie"?


Dr Magdalena Wagner-Jezierska: Bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam ten serial. Mam sześcioro dzieci, biorę udział w zebraniach rodzicielskich, często wypowiadam się na temat bezpieczeństwa w sieci. I odnoszę wrażenie, iż inni patrzą na mnie, jak na natrętną muchę, która powtarza: Wejdźcie na forum, zobaczcie, co robią tam wasze dzieci, porozmawiajcie z nimi.

Wiedziałam, iż trzeba zwiększyć świadomość rodziców. Ten serial ich przestraszy, ale przez to skłoni do działania.

W jednej z ostatnich scen ojciec Jamiego mówi: Ale przecież on był bezpieczny, po szkole siedział w pokoju przed komputerem.

To jest często pułapka. Kiedy mówię o kontroli rodzicielskiej, to rodzice się burzą


i podkreślają prawo dziecka do prywatności. Wtedy powtarzam: Przecież kiedy do twojego domu przychodzą koledzy i koleżanki dziecka, to nie chowasz się, ale patrzysz, kto je odwiedza. jeżeli usłyszysz coś niepokojącego, to interweniujesz. Nie zamykasz oczu.

A przestrzeń w sieci jest znacznie bardziej szeroka i nieporównywalnie bardziej niebezpieczna niż ten pokój dziecka. Internet jest jak magiczna szafa, do której dziecko wchodzi. To często nieznana rodzicom Narnia. Bo oni wychowali się w czasach, kiedy nie było takiego dostępu do sieci. Nam się tylko wydaje, iż wiemy, co dzieje się

w internecie.

Kiedy pytam młodych dorosłych, czy pozwolą swoim dzieciom mieć TikToka, zgodnie chórem odpowiadają: nie.

Aż za bardzo znają ten internetowy świat i jego demony.


Żywię nadzieję, iż oni będą w stanie lepiej zabezpieczyć dzieci i młodzież niż nasze pokolenie, któremu tylko się wydaje, iż wie, co jest w sieci. Ci młodzi rodzice to osoby, którym się nie wydaje - oni już doświadczyli i wiedzą.

Pojawił się niedawno raport, z którego wynika, iż choćby siedmioletnie dzieci aktywnie korzystają z serwisów internetowych, a jedną z najczęściej odwiedzanych domen, są strony pornograficzne. Co jako rodzice powinniśmy zrobić, żeby internet nam dziecka nie wchłonął?

Przyszła mi na myśl pewna analogia. Proszę sobie wyobrazić, iż jesteśmy nad morzem,

a dziecko chciałoby się wykąpać, bo ciepła woda. Ale mamy tam pływającego rekina, wciągające wiry i ryzyko, iż jeżeli dziecko będzie się moczyło za długo, to zmarznie

i zachoruje. Normalne zagrożenia. Potrafimy do tego sensownie podejść. Kiedy wiemy, iż są wiry, to nie wpuszczamy, itp.

Pytanie do rodziców, jakie podejmują kroki, kiedy wiedzą, iż w sieci są zagrożenia? Czy jest kontrola rodzicielska założona na strony, czy sprawdzamy, z kim ono się kontaktuje? Ile czasu tam spędza? Te limity są notorycznie przekraczane. Rodzice wiedzą, iż nie wolno za dużo siedzieć w sieci, ale nie wiedzą dlaczego.

Kiedy pytam dzieci, jak sądzą, dlaczego nie mogą dłużej siedzieć przed komputerem, to odpowiadają, iż mają się uczyć. A to nie tylko o to chodzi.



A o co?


Funkcje poznawcze dziecka ulegają pogorszeniu. Mówiąc wprost, dziecko będzie mniej skupione, będzie miało trudności z utrzymaniem uwagi, osłabnie jego koncentracja. Będzie ono przestymulowane, zmęczone poznawczo, niechętne do przyjmowania bardziej wartościowych informacji, choćby tych szkolnych.

Kolejne zagrożenie – kwestia snu. Na dwie godziny przed snem, w ogóle nie powinniśmy patrzeć w ekrany.

Kiedy dziecko wraca z przedszkola czy szkoły, to nie każemy mu się od razu uczyć, bo jest zmęczone. Siada więc przed telewizorem czy komputerem. I znów – jak w szkole – jest fizycznie ograniczone i psychicznie bodźcowane, czyli jego umysł wcale nie odpoczywa. Potem posyłamy je, by odrabiało lekcje. Wiadomo, iż będzie opór. Umysł jest już mocno przeciążony, a fizyczne ograniczenie ruchu domaga się działania. Dodatkowo dziecko musi ten rozpędzony przez media umysł wyhamować, żeby skupić się nad książką.

Czyli: dziecko wraca ze szkoły, idziemy na spacer, odpoczywamy?


Tak, spacer, plac zabaw. Albo choćby niech to dziecko się ponudzi. Niech pomoże ugotować zupę, luźno porozmawia z rodzicami, można powiedzieć, żeby przygotowało się do szkoły, pomogło nam wywiesić pranie. A jak się wyrobimy ze wszystkim do 18, to będzie nagroda. Ważne jest, żeby cała rodzina nie była w tym czasie podłączona do sieci.

Widziałam ostatnio niespełna dwuletnie dziecko, które przez 40 minut siedziało


z tabletem w rękach.

Załóżmy, iż rodzice mieli coś bardzo ważnego do zrobienia, dlatego tak postąpili. I iż zdarzyło im się to ten jeden raz. Bo tylko to by ich usprawiedliwiało.

Jako matka i 26-latki, i 8-latki zauważam pewne różnice w zachowaniu rodziców. Ci młodsi byli przyzwyczajeni, iż przed pojawieniem się dziecka, mieli dużo czasu dla siebie. I później rodzi się dziecko. A jak wiadomo – dziecko to nie są tylko fotki na Instagramie…

…. ale i na przykład brak czasu w spokojną toaletę.

Dokładnie. Teraz jest kwestia, na co myśmy się zdecydowali. Czy młodzi rodzice wiedzą, na co się piszą.

Historia Mai z Mławy


Historia opowiedziana w serialu "Dojrzewanie" i sprawa zabójstwa Mai z Mławy – widzi pani punkty wspólne?

Tak, pojawiają się podobne wątki. Prześladowca jest osobą – prawdopodobnie – nękaną


i w sieci, i w swoim środowisku.

Wtedy widzimy, iż zabrakło ochrony środowiska szkolnego. Kiedy następuje prześladowanie – czy to w sieci czy w realu – to dotyczy to całej społeczności. Jest sprawca przemocy, osoba, która jej doświadcza i świadkowie. I każdy z nich ma zadania do wypełnienia. Jako świadek, który widzi, iż jakaś grupa kogoś dręczy, również. Dzieci powinny o tym wiedzieć. Zgłaszając dorosłym przemoc – choćby anonimowo – nie są tzw. "sześćdziesioną", czyli donosicielem. Ale może właśnie ratują komuś życie.

Co te historie mówią o nas jako rodzinach?


Widzimy oddzielenie światów: tego realnego, dziecięcego od tego, który młodzi budują


w sieci. Ten drugi nie podlega kontroli, często jest bardzo wulgarny i przez to chroniony przed światem dorosłych. Dziecku jest trudno pójść z czymś do rodzica, bo jak ten powie: "pokaż mi ten czat", to zobaczy, iż to nasze słodkie dziecko brzydko odzywało się do innych. Podział tych światów ma swoje konsekwencje.

Co mogą robić rodzice? Dziecko wychowuje się przez długi czas, szczęśliwie nie rodzimy nastolatków. Mamy jakiś proces, czas na budowanie relacji. A rodzice często popełniają błąd, bo są cenzorami. Córka przyprowadza chłopaka, który ma np. inny styl wyglądu

i jest krytyka.

Jesteśmy tymi, którzy ciągle wszystko korygują: zjedz, posprzątaj, za późno wróciłeś. Korekta w zachowaniu jest potrzebna, ale i relacja jest potrzebna. Zawsze są dwie płaszczyzny w komunikacji. Możemy o jednej rzeczy powiedzieć na kilka sposób. Zamiast: "Ale masz brudno w pokoju", to: "Widzę, iż nie trzyma ci się porządek. Co moglibyśmy wymyślić, żeby było ci łatwiej?".

Jestem, towarzyszę, pomogę?


Lepsza jest postawa towarzysząca niż ciągła krytyka. Czyli: dopytywanie, uczestniczenie w życiu nastolatka, przyglądanie się, dzielenie się wątpliwościami czy chwalenie tego, co wartościowe.

A co może szkoła, nauczyciele?


Kiedy mówimy o sprawie dziewczynki z Mławy, to mamy dostępne narzędzia, które pozwalają gasić pożary. Najpewniej jej klasa zostanie objęta pomocą psychologiczną, będą rozmowy – i to na tyle. Polskie szkoły w zdecydowanej większości nie mają systemowych rozwiązań przeciwko zjawisku nękania, które obejmowałyby cały proces edukacji. A to musi być program, który rozpoczyna się w pierwszej klasie podstawówki

i trwa do końca szkoły. To nie może być jedna pogadanka z policjantem czy psychologiem.

Dzieci mają takie przeświadczenie, iż to, co się u nas dzieje, to żaden hejt, tylko jakaś tam beka. Przemoc dzieje się gdzieś indziej. Później zdarza się coś tragicznego i nikt nie chce w to uwierzyć. Ciocia Mai z Mławy mówiła w mediach, iż żyje jak we mgle, iż nie ma poczucia, iż ta cała historia jest w ogóle o nich.

Kolejna kwestia – młodzi mają przeświadczenie, iż znana im osoba nie może być mordercą. A każdy morderca ma grono osób, które znał. To kolejna ułuda – czujemy się paradoksalnie bezpieczni, a dzieci powinny być uwrażliwiane. Nie straszone, ale uwrażliwiane: kiedy obawiasz się kogoś – nie idź z nim na spotkanie w ustronne miejsce, choćby jeżeli to twój kolega czy koleżanka z ławki.

Hejtgrupy


Skąd popularność hejtgrup?


Dzieci w okresie dorastania budują swoją tożsamość, zaczynają przeglądać się w oczach innych rówieśników. Dziecko powinno wiedzieć od rodziców, iż jest dobre, wartościowe. I uczyć się poprzez ich obserwacje. jeżeli przez cały czas dostaje od życia tylko po nosie

i czuje się nikim, to buduje swoją tożsamość poprzez osłabianie wartości innych. To właśnie hejt. Popularność hejtgrup, gdzie można się wyżyć na innych i przez to samemu poczuć lepszym, jest logiczną konsekwencją braku tego wsparcia.

Jeśli jest potrzeba budowania własnej wartości przez obniżanie wartości kogoś innego, to przyczyn tego upatruję także w mediach społecznościowych. Mamy tam szeroki dostęp do wykreowanych sukcesów. Ktoś ma tyle lat co ja, a już śpiewał w "Mam talent" i nagrał płytę. Porównuję się z tymi osobami. W moim wieku – oprócz osób z mojej klasy – nie miałam pojęcia, co robią inni ludzie na świecie. A teraz to się kumuluje: młodzi ludzie mają na wyciągniecie ręki tysiące ponadprzeciętnych wzorców doskonałości, przy których ich życie – w ich mniemaniu – wypada blado.

Młodzi ludzie potrzebują chociaż jednego mądrego dorosłego w swoim życiu. Trener, ciocia, nauczyciel, babcia, mama. To musi być osoba, która wesprze, dostrzeże dobre strony w młodym człowieku. jeżeli jej nie ma, a dziecko nie potrafi samodzielnie dokonać pozytywnej samooceny, to jedynym ratunkiem dla psychiki dziecka jest obniżyć wartość innych, by w ten sposób poczuć się lepszym.

Młodzi wchodzą na takie hejgrupy, żeby sobie ulżyć?



Tak, dokładnie. I żeby pokazać, iż jestem lepszy. Poczuć się lepiej, obniżyć lęk przed odrzuceniem przez grupę.

A ci pozostali, dlaczego dołączają do założyciela takiej grupy?


Pewnie działa tu kilka mechanizmów, m.in. kontrolowania sytuacji, sprawdzania, czy


o mnie niczego nie mówią. Ważna jest też chęć dołączenia do tej społeczności, która


w oczach wielu dzieci ma przewagę (hejtujący), zamiast zostać wtłoczonym do odrzuconych i hejtowanych.

My ewolucyjnie zawsze żyliśmy w społecznościach, w których informacja była w cenie. Dobrze było wiedzieć, czego i po kim możemy się spodziewać, by chronić swoje życie. Mogliśmy się dowiedzieć, iż tamta kobieta, co tak kulawo chodzi, ma jakieś liście na rany i w razie czego można przeżyć. A ten mężczyzna jest "dziwny i zagraża". Kto miał więcej informacji, miał większe szanse na przeżycie. Zaglądanie do hejtgrup może być ewolucyjną spuścizną umysłów, które szukają informacji o członkach społeczności,

w której funkcjonują.

Nasze umysły są tak skonstruowane, iż poszukują wszelakiej informacji i tylko ci ciekawi przetrwają i się rozmnożą. Dlatego jesteśmy ciekawi. I oczywiście ostatecznie ważna jest kwestia tego, gdzie tę swoją ciekawość zaspokajamy, co najbardziej pobudza nasze emocje, co dorośli zaproponują młodemu pokoleniu, czym przyciągną uwagę.

Zawsze lepiej się "czyta" morderstwo niż radosna informacja.

To nas bardziej pobudza. I ewolucyjnie – proszę zwrócić uwagę – jeżeli się zapoznam z tą konkretną informacją, to może zabezpieczę się na przyszłość. Nasze umysły wypatrują bardziej niedogodności niż pozytywnych informacji. Dobra informacja nie zagraża mojemu życiu, ta dramatyczna już tak. Dlatego chcemy o niej wiedzieć jak najwięcej, szukać dla siebie rozwiązań i pewności, iż nic złego nam czy naszym bliskim się nie przydarzy.

Warto jednak dla równowagi emocjonalnej słuchać o pozytywnych zdarzeniach


i zachowaniach ludzi.

Przeczytałam niedawno w sieci: siedmiolatek publicznie pyta, czy ma się zabić.

I 90 proc. odpowiada, iż tak.

To jest poruszające i zadziwiające, iż dzieci tego nie traktują poważnie. jeżeli mówimy


o siedmioletnich dzieciach, to one jeszcze nie potrafią dobrze przewidywać następstw, konsekwencji. Takie pytanie w sieci może być dla nich śmieszne, a ich odpowiedź zabawna. Nie rozumieją, iż pozbawienie się życia to dramat.

Dlaczego ktoś publicznie zadaje takie pytania?


Zadanie takiego pytania także może mieć różne funkcje. Bo jak zapytam o to, to zainteresuję innych sobą, zostanę zauważony. Byłabym jednak ostrożna z zakwalifikowaniem pytania wyłącznie jako poszukiwanie uwagi. Zadanie takiego pytania może kroczyć przed nieszczęściem, które nadchodzi. Traktowałabym je poważnie, pochylając się nad zdrowiem psychicznym i sytuacją dziecka, a także nad psychoedukacją świadków tego typu treści.

Kiedy zaczyna się hejt? Czytałam, iż już w okolicach szkoły podstawowej.

To zależy, jak zdefiniujemy przemoc psychiczną. W okolicach czwartego roku życia zaczynają się kształtować grupy dziecięce, zaczyna się rozwój społeczny. Już w przedszkolu tworzą się grupy, podgrupy, przyjaźnie, zaczyna się eliminowanie dzieci, które są z jakiegoś powodu inne – pod względem wyglądu, zachowania. Tworzy się struktura: my, inni, my – oni. To już wymaga zaopiekowania.

Czyli?


To zadanie dla nauczyciela. Nauczycielka przedszkola powinna pokazać, iż jesteśmy grupą, społecznością, bawimy się razem, naprzemiennie. Należy też wtedy mówić o odtrącaniu, o tym, jak się czujemy w takiej sytuacji. Chodzi o to, by dzieci uwrażliwiać.

Są dzieci, które są bardziej narażone na hejt, przemoc psychiczną?


Powiedzmy wprost: każde dziecko może być narażone na marginalizację i izolację w grupie, atakowanie, hejtowanie. Zwykle zwraca się uwagę na kwestie związane z wyglądem. Są badania, iż dzieci, które są ładne, mają łatwiej, są bardziej lubiane w dzieciństwie.

Znany jest eksperyment społeczny, kiedy 3-4-letnim dzieciom pokazano lalki: o jasnym i ciemnym kolorze skóry. Zapytano, która z nich jest grzeczna, która niegrzeczna. Lalki w eksperymencie są identyczne, różnią się tylko kolorem skóry. I dziewczynki pokazały, iż niegrzeczne są laki ciemnoskóre. Ta jest brzydka, ta jest ładna.

Bardzo smutne. Czyli ładny oznacza fajniejszy?


Ładny oznacza fajniejszy. Ale to od dorosłych uczymy się, co jest ładne. Także edukacja na takim poziomie jest istotna. Zwracanie uwagi na różne cechy, umiejętności. W ogóle na to, iż wszyscy jesteśmy różni i iż to jest fajne, dobre, wartościowe, wzbogacające.

Proszę zwrócić uwagę, iż tak, jak szkolimy się w wielu dziedzinach, to nie szkolimy się


w rodzicielstwie. Ale nie jest też tak, iż dziecko wymaga jakiejś skomplikowanej instrukcji obsługi. Rodzice, którzy naprawdę kochają swoje dzieci, rozumieją, iż trzeba je wspierać i wymagać od nich.

Porównuję to do wachlarza, który rozwija się na dwie strony. Nie możemy wychowywać dziecka bojąc się, iż coś źle powiemy. jeżeli je kochamy i chcemy dla niego jak najlepiej, to wszystko będzie dobrze. Żeby dziecko było szczęśliwym człowiekiem, musi mieć też swoje obowiązki, być częścią rodziny. Czasami rodzice chcą mu nieba uchylić…

Helikopterowi rodzice?


Tak o nich mówimy. Wyobraźmy sobie sytuację: dziecko ma posprzątać, ale uczy się do sprawdzianu z matematyki, więc rodzice dają mu spokój. Bo edukacja to jest świętość.

A tak nie powinno być.

Dziecko nie powinno się tylko uczyć, ale powinno mieć zbalansowane życie. jeżeli dziecko widzi rodzica, który szuka balansu, na przykład poprzez uprawianie sportu, to dzieci też tego nauczy. Tak samo jest ze sposobami komunikacji w rodzinie.

Jako rodzice mamy dużą szansę, żeby tego nie zepsuć.

Tak, mamy dużą szansę. Wrócę jeszcze na moment do "Dojrzewania". Na koniec serialowy tata zamartwia się, czy mógł zrobić coś więcej.

I ostatecznie dochodzi do wniosku, iż mógł.

Według jego wiedzy na tamten moment zrobił wszystko, co mógł. Nikt mu więcej nie pokazał i nie powiedział. W rodzinie była dobra relacja. Na pewno zabrakło tam wiedzy ze środowiska szkolnego, iż chłopiec jest prześladowany.

Kiedy wsłuchuję się w to, co mówią dzieci, czasami nauczyciele lub rodzice, to często wybrzmiewa: "Przecież nie można nikogo zmusić do przyjaźni". Prawda. Tylko są dwie różne rzeczy. Kiedy jesteśmy grupą klasową, to musimy się szanować, akceptować, współpracować, odpowiadać na pytania. Przyjaźń się zbuduje albo i nie. Akceptacja

i wzajemne zrozumienie musi być normą społeczną.

Spotykam się też np. ze stwierdzeniami, iż jakiś rodzic sobie nie życzy, żeby obok jego dziecka siedziało inne. Bo to narusza jego granice. Gdzie jest kwestia rozumienia perspektywy tego dziecka, z którym nikt nie chce usiąść? Nauka rozumienia perspektywy innych jest kluczowa kompetencją społeczną, której powinniśmy uczyć dzieci od najmłodszych lat.

Jak przygotować dziecko na takie sytuacje?


Trzeba pamiętać, iż jest też wiele fajnych dzieciaków i nie obawiać się, iż to nasze będzie prześladowane. Skupiłabym się na tym, by z jednej strony nauczyć swojego potomka asertywności, a z drugiej – empatii i życzliwości.

Czyli, żeby uczyć stawiania granic?


Tak. W sytuacji, kiedy ktoś jest w stosunku do dziecka agresywny, ono ma prawo powiedzieć: "nie życzę sobie, odejdź".

Jak zrobić, by nie przesadzić w drugą stronę i nie stać się helikopterowym rodzicem?


Posługuję się zasadą sygnalizacji świetlnej. Opowiem na przykładach. jeżeli dziecku ktoś zabrał zabawkę, to najpierw należy powiedzieć: "Odłóż proszę, to moje". jeżeli tak się nie dzieje, zapala się pomarańczowe światło, a wraz z nim komunikat: "Jak mi tego zaraz nie oddasz, to będę musiał to komuś zgłosić". Kiedy i to nie pomaga, zaświeca się czerwone światło: "Słuchaj, nie odkładasz, zgłaszam to nauczycielowi".

Ważne, by nauczyciele i inni dorośli też współpracowali. Bo często mówią: "Idźcie się sami dogadać". A dzieci już próbowały.

Możemy mówić o cyklu przemocy, kiedy to osoba doznająca przemocy staje się sprawcą?


Niestety tak. Bardzo często sprawcy wcześniej doświadczyli przemocy. W jaki sposób to dziecko się wychowywało? Czy przemoc, agresja była odpowiedzią na sytuacje trudne, stresujące? Czy dziecko było uczone, jak sobie radzić z emocjami, jak dawać im ujście? Czy było świadkiem przemocy w domu, w sieci? Czy miało antyprzykłady sposobów radzenia sobie ze złością, iż jak np. jesteś wściekły, to możesz pójść wybić komuś szybę, zmiażdżyć nos, wtedy poczujesz się lepiej? Cykle przemocy są bardzo ważnym elementem wpływającym na agresję i zachowania przestępcze.

Dodam, iż nie jest tak, iż jeżeli ja jako rodzic modeluję prawidłowe wzorce, to już nic mojemu dziecku nie grozi w kwestii przemocy wobec rówieśników.

Dostęp do psychiatrów jest utrudniony, czasami na NFZ trzeba czekać parę lat. Są już pierwsze sygnały, iż młodzi ludzie szukają pomocy w kontakcie ze sztuczną inteligencją, botami. To zagrożenie?

Próbowałam kiedyś symulować rozmowę z botem, żeby zobaczyć, jak to działa. Moje doświadczenie jest takie, iż ten bot był bardzo ostrożny. jeżeli coś mi radził, to sugerował kontakt ze specjalistą. Więc ogólnie widziałam plusy jego zastosowania.

Jednak może być różnie. Ja jako zagrożenie widzę jeszcze większe poczucie samotności


u osoby szukającej pomocy u AI. To nie jest człowiek, a my potrzebujemy żywego człowieka, relacji. choćby jeżeli bot będzie doskonale symulował człowieka, to jest tylko botem.

Sztuczna inteligencja nie jest bytem, który przybył z kosmosu, ale posiada wiedzę ludzkości. Naszą wiedzę. Dlatego też będzie odwoływała się do argumentów zebranych przez ludzi, a ludzie są rożni.

Też mogę sobie wyobrazić, iż jeżeli myślimy tylko logicznie, to czasami logiczne są dramatyczne wnioski. Ale nie jest tak, iż funkcjonując posługujemy się wyłącznie logiką. Nie odpowiadamy na pytania: czy ktoś ma żyć, bo jest wyłącznie pożyteczny. Na tym polega humanizm cywilizowanego świata. Opiekujemy się ludźmi słabszymi, którzy nie są w stanie na siebie zarobić. Opiekujemy się ludźmi starymi, nie opuszczamy dzieci chorych. To nie jest myślenie logiczne, utylitarne, ale humanitarne. Nie wiem, w jaki sposób w tym momencie radzą sobie z humanitaryzmem boty. Nie umiem odpowiedzieć.

Widzi pani światło w tunelu?


Widzę słońce. Liczę na mobilizację dobrych programów szkolnych. Problem jest szeroki, powinien dotyczyć: i edukacji rodziców, i nauczycieli, a także dofinansowania szkół, zwiększenia dostępności do lekarzy, psychologów.

Konsekwencje nękania są bardzo poważne dla zdrowia człowieka, są dalekosiężne. Każda rozmowa, próba zmiany jest ważna. Każdy rodzic, wychowawca, który przeczyta naszą rozmowę i powie: Okej, zobaczę, jakie są materiały i zrobię taki ruch z moją klasą. Albo dyrektor powie: to na terenie szkoły nie będzie komórek, dzieci będą je odkładały u pana woźnego. Zobaczymy, co się zadzieje między uczniami. Stworzymy programy integracji, interesujące zajęcia, które pomogą im się zintegrować. To już będzie dużo.

Na pewno da się wiele zrobić. o ile osoba, która jest sprawcą przemocy, nie ma swoich popleczników, to przestaje działać. Tylko dzieci muszą wiedzieć, iż ten prześladujący, to nie jest ten mocny, tylko ten słaby. On działa na swoich deficytach.


Magdalena Wegner-Jezierska – doktor nauk humanistycznych, psycholog, terapeutka dzieci


i młodzieży, wykładowczyni akademicka, redaktor naukowa czasopisma psychologicznego "Małe Charaktery". A także: autorka poradników dla rodziców, opiekunów oraz scenariuszy do zajęć rozwijających kompetencje emocjonalne i społeczne uczniów i uczennic. Założycielka Gabinetów Psychologicznych ZAPRZYJAŹNIENI. Zajmuje się terapią psychologiczną dzieci

i młodzieży, prowadzi grupy treningu umiejętności społecznych oraz grupowe formy terapii dzieci w spektrum autyzmu (LEGO® based Therapy Training for Autism). Współpracuje z placówkami oświatowymi szkoląc specjalistów oraz rodziców.

Idź do oryginalnego materiału