Psychiatra i biegły sądowy o sprawie Mieszka R. "Prawdopodobnie działał z pobudek urojeniowych"

natemat.pl 5 godzin temu
– Prawdopodobnie działał z pobudek urojeniowych, a psychoza rozwinęła się w wyniku choroby, np. schizofrenii i był to odległy, zapowiadający ją objaw, tzw. prodromalny – mówi dr n. med. Paweł Kuzkiz-Szczuciński, psychiatra, biegły sądowy i prowadzący kanał "Misja psychiatria" na YouTube o sprawcy zbrodni na Uniwersytecie Warszawskim.


Zbrodnia, której dokonał Mieszko R., 22-letni student prawa, wstrząsnęła Polską. Mężczyzna wszedł na teren kampusu Uniwersytetu Warszawskiego z siekierą i zabił portierkę – mamę trójki dzieci. Ciężko zranił też ochroniarza, który rzucił się na pomoc kobiecie i próbował ją uratować.

Morderca nie był pod wpływem narkotyków ani alkoholu, a śledczym powiedział, iż świat dzieli się na drapieżników i ofiary i myślał, iż jeżeli kogoś zabije, zostanie drapieżnikiem. Przebywa teraz w areszcie śledczym i zostanie poddany obserwacji psychiatrycznej.

***


Agnieszka Sztyler-Turovsky: Co pan myśli jako psychiatra o napastniku? Co musi się stać z głową człowiekowi, by zrobił coś takiego?

Dr n. med. Paweł Kuzkiz-Szczuciński: Co on miał w głowie, tego nie wiem. Nie byłem świadkiem zdarzenia i nie znam sprawy z akt sądowych, ale to, co zostało już przekazane w mediach, (m.in. przez świadków, policję i prokuraturę), wskazywałoby na duże prawdopodobieństwo, iż u tego młodego człowieka wystąpił proces psychotyczny, i iż działał on z pobudek urojeniowych.

Jego działanie było absurdalne, bo mamy przecież do czynienia z człowiekiem inteligentnym – studentem prawa, z całą pewnością z osobą nieupośledzoną.

Z psychopatą?


Gdyby za tym stał motyw psychopatyczny, sadystyczny, to ten mężczyzna upatrzyłby sobie ofiarę, dokonałby zabójstwa w ustronnym miejscu i starał się ukryć ciało. Działałby tak, jak Kajetan P.

Natomiast w tym przypadku, sprawca dokonał zbrodni w miejscu publicznym i najprawdopodobniej doszło do ataku na przypadkową ofiarę. I najbardziej prawdopodobne wydaje się też to, iż nie był świadom tego, co robi.

Wyniki badania toksykologicznych pokazały, iż Mieszko R. nie był pod wpływem narkotyków. A gdyby był?

Jeśli wygenerowałby ten stan przez zażycie substancji psychoaktywnych, to po ustąpieniu działania substancji zdałby sobie sprawę z tego, co zrobił. A to oznaczałoby, iż jest winny w sensie karnym, i iż zostanie skazany za swój czyn.

Mógł tego dnia nagle "zwariować" albo mieć guz mózgu, który uciska obszar odpowiedzialny za kontrolę agresji i lęku, jak Charles Whitman, seryjny zabójca z lat 60., z kampusu uniwersytetu w Teksasie?

Może okazać się np., iż rozwinęła się u niego psychoza w wyniku toczącej się choroby, np. schizofrenii i był to odległy, zapowiadający ją objaw, czyli tzw. prodromalny. Proces karny w tej sytuacji zostanie umorzony i mężczyzna zostanie uznany za niepoczytalnego.

Bywają sytuacje, w których trudno ustalić, czy osoba była poczytalna czy nie, a zdania psychiatrów są na ten temat podzielone.

Taka sytuacja, z tego co pamiętam, dotyczyła sprawy mordercy prezydenta Adamowicza.

Zdarzają się też takie sprawy, w których osoba, która w ocenie psychiatrów, jest niepoczytalna, zostaje jednak przez sąd uznana za poczytalną i skazana. Tak było np. w sprawie Andersa Breivika, słynnego masowego zabójcy z Norwegii.

Jednak w przypadku mordercy, który działał na Uniwersytecie Warszawskim, typuję, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, iż zostanie on uznany za niepoczytalnego, bo okoliczności tej zbrodni wskazywałyby na to, iż stały za nią pobudki psychotyczne.

Nie ma pan wrażenia, iż ostatnio coraz więcej jest takich zdarzeń, np. z udziałem nożowników? Historia ratownika medycznego z Siedlec, lekarza z Krakowa. W sobotę 10 maja ulicami Warszawy przeszedł marsz medyków przeciw przemocy.

Mamy tendencję do mówienia, iż takich zdarzeń jak dziś ich nie było, ale statystyki tego nie potwierdzają.

Nie uważam więc, iż dzieje się teraz coś takiego, przez co wszyscy powinniśmy się bać, albo iż studenci i lekarze mieliby czuć się bardziej zagrożeni.

Choć niestety, w przypadku takich głośnych spraw często dochodzi do zjawiska fali i podobne sytuacje zaczynają się rozprzestrzeniać.

Obserwujemy to też w przypadku samobójstw. jeżeli popełnia je jakaś znana osoba, to w krótkim czasie odbiera sobie życie więcej osób niż zwykle.

Niemniej, takie dramatyczne zdarzenia były, są i będą. Morderstw jest niestety dużo, a część nie zostaje wykryta. Sam pracuję od lat, w ramach kieleckiego "Archiwum X", nad sprawą zabójstwa dziewczynki Magdaleny Czechowskiej.



To, co niepokoi mnie najbardziej, to nie takie dramatyczne, ale izolowane wydarzenia, ale globalna brutalizacja życia, z którą mamy do czynienia adekwatnie od początku wojny w Ukrainie. Mamy do czynienia ze zbrodniami w ogromnej skali, podobnie działo się w Europie w trakcie i już po zakończeniu II wojny światowej.

Widzę problem nie w pojedynczych, dramatycznych zdarzeniach, ale raczej taki o charakterze międzynarodowym.

Wojna w Ukrainie obaliła pewne tabu. I to, co się teraz dzieje, jeżeli chodzi o sposób rozwiązywania pewnych spraw, np. mówienie wprost przez administrację amerykańską, iż "my możemy zająć Kanadę czy Grenlandię, bo jesteśmy silniejsi", jest zjawiskiem bardzo niebezpiecznym.

Mówiło się, iż już pandemia zdewastowała wielu ludziom psychikę, a teraz doszła wojna w Ukrainie i w innych częściach świata.

Mamy niewątpliwie do czynienia z dużym kryzysem zdrowia psychicznego, który pandemia go nasiliła.

Ale w przypadku Ukrainy, to kryzys gigantyczny, bo wojna uczy ludzi rozwiązywania problemów poprzez siłę. To bardzo niebezpieczne. Prawdopodobnie po zakończeniu wojny będziemy mieli do czynienia z bardzo rozwiniętą zorganizowaną przestępczością w Ukrainie, która może przeniknąć też do Polski.

I coraz więcej osób może choćby przypadkowo doświadczyć traumy, będąc uczestnikiem, albo świadkiem zbrodni. Tak, jak osoby, które widziały dramatyczne wydarzenie na Uniwerytecie Warszawskim. Jak mają sobie z tym radzić? Jedni uważają, iż jak najszybsza rozmowa z psychologiem pomaga każdemu, a inni, iż przeciwnie – może utrwalić traumę.

Ludzie różnie reagują na takie wydarzenia. I każdy może mieć inny próg wrażliwości – jedna osoba może być straumatyzowana i zacznie odczuwać lęk, choć nie była choćby świadkiem tej sytuacji, a jedynie o niej słyszała.

Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w moim środowisku, czyli medyków, w związku z zabiciem naszego kolegi – lekarza w Krakowie. Wielu pracowników ochrony zdrowia, którzy mają na co dzień do czynienia z pacjentami, w szczególności z osobami psychicznie chorymi, zaczęło odczuwać lęk, choć nie byli świadkami wydarzenia w Krakowie i nie byli powiązani z napastnikiem w żaden sposób.

Sam znajdowałem się w różnych trudnych sytuacjach, podczas wielu misji, a ostatnio na wojnie w Ukrainie. I choć np. blisko mnie roztrzaskiwały się rakiety, to jakoś szczególnie mnie to nie straumatyzowało. Za to dużego stracha napędził mi film, który zobaczyłem z ataków dronowych na konwoje wojskowe i medyczne. I od czasu, zacząłem się bardziej takimi sytuacjami przejmować.

Nigdy nie wiadomo, co kogo poruszy. W związku z tym, to człowiek sam musi zdecydować o tym, jakiej pomocy oczekuje.

Uniwersytet Warszawski powinien zapewnić i wiem, ze zapewnił, pomoc psychologiczną dla swoich pracowników i studentów.

Ale znów – próg wrażliwości jest bardzo indywidualny – ktoś może być kolegą lub koleżanką sprawcy, a jednak nie przeżywać tego tak mocno, jak ktoś kto go nie znał, ale studiuje na tej uczelni na innym wydziale i w dodatku nigdy nie miał zajęć w Auditorium Maximum, może nigdy w nim nie był, albo jedynie na inauguracji roku akademickiego i nie pamięta nawet, gdzie jest ten budynek.

Dlatego, ważne jest to, jeżeli ktoś czuje potrzebę kontaktu z terapeutą to powinien taką potrzebę realizować.

Część psychiatrów mówi, iż osoba, która przeżyła traumę, powinna jak najszybciej dostać, choćby jednorazowo, leki uspokajające i antylękowe, działające błyskawicznie, np. benzodiazepiny. Bo jest szansa, iż "wytną" one choć część wspomnień. A redukując lęk sprawią, iż w przyszłości taka osoba nie będzie go odczuwała tak mocno, gdy coś przypomni jej te obrazy.

Uważam, iż dawanie ludziom benzodiazepin w takiej sytuacji, to błąd. Te leki działają gwałtownie i są skuteczne, ale mają silny potencjał uzależniający.

Takie leki można podać osobom, które znalazły się w bezpośredniej bliskości traumatycznego zdarzenia i mówiąc wprost, wpadły w panikę. Wtedy tak, podanie benzodiazepin na krótko, jest dobre.

Podobnie w sytuacjach, gdy ktoś idzie na pogrzeb i czuje, iż się w trakcie uroczystości załamie. Albo w przypadku kogoś, kto ma ogromny lęk przed lotem samolotem, a lata rzadko. Natomiast w innych sytuacjach, nie należy tych leków nadużywać.

To, czego się oczywiście obawiamy, to tego, iż u kogoś po takich zdarzeniach, jak te na uczelni w Warszawie, rozwinie się PTSD, czyli zespół stresu pourazowego. Może się tak stać w ciągu kilku tygodni po tym zdarzeniu.

I jeżeli tak się stanie, to oczywiście leczenie tego stanu jest już konieczne.

Jak rozpoznać, iż to już PTSD, a nie naturalna reakcja na dramatyczne wydarzenia?


Pojawią się natrętnie powracające wspomnienia tej sytuacji albo koszmary senne, czy podwyższony poziom stresu, albo strach przed pojawieniem się w miejscu zdarzenia, czyli np. w przypadku tragedii w Warszawie, strach przed pojawieniem się na uczelni.

Mogą to być też intensywne ruminacje, czyli wyobrażanie sobie tej sytuacji - ktoś może ją sobie wielokrotnie wyobrażać, choćby wtedy, gdy nie była świadkiem tych wydarzeń i nie widział jej ani w rzeczywistości, ani choćby na filmie.

I jak to się wtedy leczy?


Łączymy terapię poznawczo-behawioralną z lekami z grupy SSRI, czyli selektywnych inhibitoów zwrotnego wychwytu serotoniny, np. Escitalopram, Fluoksetynę.

Natomiast wspomnianych benzodiazepin nie, bo to leki które można porównać do morfiny – podczas silnego urazu jak najbardziej ją podajemy, ale potem jak najszybciej staramy się z niej zrezygnować, ze względu na silny potencjał uzależniający.


Oczywiście nikt nie uzależni się w kilka dni od benzodiazepin, na to potrzeba tygodni, ale jeżeli ktoś będzie się bardzo dobrze czuł się po tych lekach kilka dni z rzędu, może chcieć przedłużać ich branie jak najdłużej, aż w końcu się uzależni.

Metodą, która jest szczególnie zalecana w leczeniu PTSD jest EMDR (z ang. eye movement desensitization and reprocessing). Polega ona na tym, iż terapeuta, przy użyciu sprzętu, albo w inny sposób, prowokuje ruch gałek ocznych u pacjenta, a ten przypomina sobie traumatyczne zdarzenie.

I choć ta metoda może wyglądać na "szaloną", jest ona skuteczna, uznana przez psychiatrów i zalecana do leczenia zespołu stresu pourazowego. Jest choćby refundowana w wielu krajach, np. w Holandii i w Niemczech.

W internecie krążyły filmy, które świadek dramatycznych zdarzeń na Uniwersytecie Warszawskim nakręcił telefonem. Dlaczego ludzie rozsyłają sobie takie filmy i oglądają, niemal delektują się tym, jakby to był horror z "Netflixa", a dramat prawdziwego człowieka?

Ludzie po prostu szukają emocji. To ten sam mechanizm, który sprawia, iż chodzimy do kina na horrory.

Nie widziałem tego filmu, ale słyszałem, od osób, które go zobaczyły, iż zawierał bardzo makabryczne sceny. Myślę, iż ludzie, którzy oglądają ten film, mogą zrobić sobie krzywdę. choćby od samego patrzenie na coś takiego, można nabawić się PTSD.

Jest takie ryzyko. Przypomina to trochę sytuacja, gdy ktoś chce dotknąć gorącego czajnika – może się jednak poparzyć. A jak to się mówi: "jak coś się zobaczy, to się tego nie odzobaczy". Dlatego trzeba być z oglądaniem takich scen ostrożnym.

Szokuje też fakt, iż ktoś te filmy w ogóle nagrał. Trudno mi to sobie wyobrazić, bo znajdowałem się w wielu trudnych sytuacjach, choćby ostatnio, np. w czasie zagranicznych misji w trakcie pandemii czy jeżdżąc na wojnę w Ukrainie, i proszę mi wierzyć, iż ostatnią myślą, która mi wtedy przychodziła do głowy, było nagrywanie filmów.

Jeśli chodzi o zdarzenia na uniwersytecie, to nie mam na myśli nagrywania sceny obezwładnienia napastnika, ale tego, co działo się wcześniej.

Może to "chora" ciekawość albo, co byłoby bardziej optymistyczne, ktoś nagrywał, by był jakiś dowód z miejsca zdarzenia, np. dla policji, na wypadek, gdyby kamery w budynku tego nie nagrały?

Z całą pewnością ktoś, kto nagrał te sceny z tak bliskiej odległości, był w sytuacji zagrożenia.

Do człowieka, który porusza się z ostrym narzędziem, takim jak nóż czy siekiera, można podejść tylko wtedy, kiedy jest się do tego odpowiednio przygotowanym (tam na szczęście przez przypadek znalazł się wysokiej klasy specjalista – ochroniarz SOP).

Nie należy wchodzić w zwarcie z nożownikiem czy kimś, kto ma w rękach siekierę. Chyba, iż stoimy za nim i mamy pręt, którym jesteśmy w stanie mocno uderzyć takiego osobnika w głowę. jeżeli to nie jest taka sytuacja, to absolutnie nie powinno się podchodzić do takiej osoby, bo jest bardzo niebezpieczna.

Były takie przypadki, iż choćby żołnierze służb specjalnych i ludzie wyszkoleni, tacy, jak policjanci czy sportowcy sztuk walki, nie radzili sobie w takich sytuacji i ginęli.

Niepokojące jest to, iż napastnik, zanim wszedł na teren uniwersytetu, chodził z siekierą po ulicy, zaszedł do sklepu, a nikt nie zareagował.

To nauka dla nas wszystkich na przyszłość, żeby zawsze widząc taką osobę działać. Oczywiście absolutnie nie chodzi o to, by rzucać się z gołymi rękami, np. na nożownika, ale żeby powiadomić odpowiednie służby.

Jakkolwiek trzeba wyrazić ogromny podziw i szacunek dla ochroniarza, który starał się tę kobietę uratować. Na szczęście ta interwencja nie skończyła się dla śmiercią dla tego człowiekiem wielkiej, naprawdę wielkiej odwagi.

* Dr n. med. Paweł Kukiz-Szczuciński, psychiatra i pediatra. Prowadzi kanał "Misja psychiatria" na YouTube, w pierwszych dniach wojny w Ukrainie koordynował ewakuację setek chorych onkologicznie dzieci i ich bliskich z ukraińskich szpitali i organizował im kontynuację leczenia m.in. w Polsce, Francji i USA. Opisał to w wydanej niedawno książce „Konwój”. Bierze od lat udział w misjach medycznych w rejonach katastrof i wojen, m.in. na granicy libańsko-syryjskiej, w Ukrainie, pracował także w szpitalach covidowych, m.in. we Włoszech i w Afryce.

Idź do oryginalnego materiału