Choć krzem organiczny wytwarzany przez Mydlarnię „Powrót do Natury” w Głowaczowie na Mazowszu cieszy się rosnącą popularnością wśród właścicieli psów i kotów, dla ludzi pozostaje formalnie… niedostępny. Paradoks? Raczej ilustracja unijnych absurdów i niekonsekwencji w regulacjach dotyczących suplementów. Sprawdzamy, czym dokładnie jest ten tajemniczy preparat, z czego się składa i dlaczego nie można go oficjalnie promować jako produkt dla człowieka – mimo iż wiele osób po niego sięga.
Czym jest krzem organiczny z Głowaczowa?
To nie byle jaka woda z krzemem. To lokalny alchemiczny miks, oparty na specjalnie oczyszczanej i „plazmowanej” wodzie z Głowaczowa, wzbogacony o krzem organiczny, sole mineralne z kopalni soli w Kłodawie oraz tajemnicze ormusy – cząsteczki przypominające ślady po pradawnym oceanie.
– Na zakończenie całego procesu preparat poddawany jest „energetyzowaniu” – wyjaśnia Robert Kucharski, właściciel firmy produkującej krzem organiczny. – Działa na niego dźwięk gongu, światło o częstotliwości 528 Hz, a choćby specjalne magnetyzery strukturyzujące wodę.
Brzmi trochę jak rytuał, ale z pewnością wytwarzanie preparatu wykonywane jest z pasją i pomysłem.

Surowce nie są przypadkowe
Krzem organiczny w preparacie pozyskiwany jest w formie rozpuszczalnej i dobrze przyswajalnej przez organizm wodzie o wysokiej czystości. najważniejsze składniki to: sól kłodawska, ultraminerały i lokalne źródło wody.
Sól kłodawska jest naturalnym źródłem minerałów i mikroelementów, uznanych za ważne dla metabolizmu. ORMUS/ORME to ultraminerały, o których świat nauki wciąż mówi nieśmiało, ale z coraz większym zainteresowaniem. Woda z Głowaczowa to lokalne źródło, poddawane licznym procesom oczyszczania i energetyzacji.
Do czego i komu służy krzem organiczny?
Oficjalnie jest to preparat dla zwierząt domowych. Przede wszystkim dla psów i kotów. Stosowany jako środek wzmacniający, mineralizujący, poprawiający kondycję i odporność. Popularny w weterynarii alternatywnej i u właścicieli poszukujących „czegoś więcej” niż standardowa karma z witaminami.
Nieoficjalnie – użytkownicy mówią wprost: „Stosuję na sobie, bo działa.” Ale producent przestrzega: produkt nie posiada dopuszczenia jako suplement diety dla ludzi, choć technicznie mógłby konkurować z wieloma dopuszczonymi specyfikami.

Dlaczego nie dla ludzi? I czy to ma sens?
Tu zaczyna się unijna biurokracja w najczystszej formie. Niektóre składniki, jak ormusy, nie są oficjalnie zatwierdzone jako suplementy dla ludzi – mimo, iż występują naturalnie w wodzie morskiej czy soli kamiennej. I tu rodzi się fundamentalne pytanie:
„Jakim cudem te same minerały są legalnie używane w przemyśle spożywczym, a jako składnik suplementu – już nie? – dziwi się Robert Kucharski. – To nie tylko sprzeczność. To potencjalna hipokryzja legislacyjna”.
Soli kamiennej używa się powszechnie w kuchni, a jej naturalne mikroelementy trafiają na nasze talerze – bez etykiety „niebezpieczne dla zdrowia”. Tymczasem te same minerały w butelce „dla ludzi” wymagają kosztownego, żmudnego procesu zatwierdzania i restrykcji, których nie przechodzi… sól, którą posypujemy pomidory na talerzu.
Producent nie zdecydował się na procedurę certyfikacyjną – nie dlatego, iż produkt jest niebezpieczny, ale dlatego, iż musiałby zrezygnować z opisu i uczciwego przedstawienia jego adekwatności. A jak sam mówi – „to nie byłby już ten sam produkt”.
Czy preparat może być szkodliwy dla człowieka?
Nie wykazano, by zawarte w nim składniki były toksyczne w dawkach używanych do suplementacji. Co więcej – krzem organiczny jest badany pod kątem wpływu na stawy, kości, skórę, a także detoksykację organizmu. – Problem leży nie w potencjalnym zagrożeniu, a w braku oficjalnej klasyfikacji niektórych składników – kontynuuje. – Innymi słowy – papierologia górą nad logiką. I znów – coś, co może wspierać zdrowie, trafia na listę „nie dla ludzi”, ale dla kotka?
Preparat przyszłości, który zablokowała przeszłość
Krzem organiczny z Głowaczowa to lokalny fenomen i przykład na to, jak wiele może powstać z połączenia tradycji, intuicji i wiedzy alternatywnej. Choć nie jest dopuszczony do użytku przez ludzi, to liczba jego sympatyków wśród właścicieli zwierząt – oraz tych, którzy „stosują na własną odpowiedzialność” – stale rośnie.
Unia Europejska może jeszcze długo myśleć nad tym, czy dopuszczać do obrotu minerały obecne w… soli stołowej. A do tego czasu krzem z Głowaczowa pozostanie legalnym cudem dla pupila i cichym bohaterem domowej apteczki.
Jolanta Czudak