"Jesteś cieniasem", czyli jak ranią chłopcy
Przemoc rówieśnicza to nie wymysł. To realny problem, z którym dzieci mierzą się każdego dnia w szkole. Okazuje się, iż taka przemoc ma swoją "płeć".
U chłopców częściej ma ona charakter szybki i fizyczny. Ktoś kogoś popchnie, ktoś kopnie, ktoś specjalnie oberwie piłką. Zwykle padają przy tym mocne słowa: "jesteś cieniasem", "nie nadajesz się ofermo". Ale przeważnie jest to krótki wybuch, po którym emocje gwałtownie opadają. Co więcej – zdarza się, iż jeszcze tego samego dnia chłopcy dalej grają razem w piłkę, jakby "nic się nie stało".
Owszem, ta przemoc też boli. Czasem zostaje po niej siniak albo poczucie wstydu, ale mechanizm działania jest prosty: wybuch, ulga, reset. To oczywiście też jest problem, bo uczy agresji jako sposobu rozładowania napięcia, ale psychicznie bywa mniej wyniszczające niż długotrwałe nękanie.
Dziewczynki prowadzą "cichą wojnę"
U dziewczynek wygląda to zupełnie inaczej. One rzadko krzyczą albo się ze sobą przepychają (choć czasami ma to oczywiście miejsce).
Dziewczynki zaczynają od "drobnych" gestów – przewrócenia oczami, ostentacyjnego westchnięcia czy szeptów w ławce. To może wydawać się błahe, ale dla tej jednej, która tego doświadcza, to sygnał: "nie jesteś tu mile widziana".
Dziewczynki są mistrzyniami w budowaniu całych strategii wykluczania:
umawiają się w kilka osób na spotkanie, ale robią to ostentacyjnie przy tej jednej,
której nie chcą zaprosić,
zakładają grupy na komunikatorach, gdzie z góry wiadomo, kogo brakuje,
wymyślają przezwiska, które trafiają w samoocenę – niekoniecznie brzydkie słowo, ale
takie, które boleśnie punktuje wygląd albo charakter.
Dlaczego dziewczęca przemoc boli bardziej?
Bo zostaje na długo w sercu. Kopniak boli tylko przez chwilę. Wyzwisko? Zostaje w głowie na parę minut. Ale poczucie, iż "wszyscy umawiają się poza tobą", iż ktoś codziennie daje ci odczuć, iż "jesteś gorsza" – to może boleć tygodniami, a choćby miesiącami. To uczucie wraca ze zdwojoną siłą przy zasypianiu, oglądaniu telewizji czy sprawdzaniu swojego telefonu.
Mam przyjaciółkę, która od lat pracuje w przedszkolu i zawsze powtarza mi: "chłopcy są
mili, dziewczynki są o wiele gorsze". I nie chodzi jej o to, iż chłopcy są święci – bo też potrafią narozrabiać – ale ich zachowania są bardziej oczywiste. Chłopiec, jeżeli się
zdenerwuje, kopnie, popchnie, czasem kogoś uderzy. To widać od razu, więc można gwałtownie zareagować i rozdzielić dzieci.
Dziewczynki działają zupełnie inaczej. Knują, planują, potrafią wciągnąć w swoje gry całe grupy. Nie pójdą w otwartą konfrontację i nie rzucą się z pięściami. Wolą ranić z ukrycia – spojrzeniem, szeptem, porozumiewawczym mrugnięciem do koleżanki.
Moja przyjaciółka powiedziała mi, iż nie raz widziała sytuację, w której chłopcy już dawno pogodzili się po kłótni, a dziewczynki dalej prowadziły ze sobą "cichą wojnę". I właśnie to sprawia, iż przemoc w ich wydaniu jest o wiele trudniejsza do zauważenia.