Czy twoja mama wraca na miesiąc? To ja już pakuję walizki!

twojacena.pl 1 dzień temu

**Dziennik osobisty**

Twoja mama wyjeżdża na cały miesiąc? To ja jadę do swojej – żona stała już z walizką w ręku.

Miała plan. Prosty jak dziecięce marzenie: wakacje z mężem nad morzem. Wojtek obiecał – w tym roku na pewno jedziemy. Bilety kupione, pokój w hotelu zarezerwowany, walizki prawie spakowane…

– Kasia, przepraszam – Wojtek nie podniósł wzroku znad telefonu. – W pracy armagedon. Odwołujemy wszystko.

Serce ukłuło. Nie zaskoczeniem, ale zwykłym rozczarowaniem. Po latach małżeństwa Kasia już przywykła: jego plany zawsze były ważniejsze.

– Nic się nie stało – połknęła urazę. – To chociaż odpocznę w domu. Książki poczytam, na balkonie posiedzę.

Pierwszy raz od lat – cisza w domu! Kawka bez pośpiechu, ulubiony kryminał, zachód słońca za oknem. Los chyba zesłał jej prezent.

Ale los lubi czarny humor.

– Mama dzwoniła – Wojtek promieniał. – Sanatorium odwołała. Po co wydawać, skoro ty jesteś wolna? Przy okazji mnie odwiedzi.

Halina Kazimierzówna. Kobieta z żelazną wolą i przekonaniem, iż świat istnieje, by jej służyć.

– Miesiąc? – głos Kasi zadrżał.

– No tak! Super, nie? – Wojtek uśmiechał się jak dziecko z lodem w garści.

A Kasia nagle zobaczyła swoje wymarzone wakacje: dni w kuchni, niekończące się „przynieś–podaj”, rozkazujący ton teściowej i zero prawa do własnego zdania we własnym domu.

– Jasne, świetnie – skinęła głową.

Trzy dni później Halina Kazimierzówna wtargnęła do ich mieszkania jak czołg na okupowane terytorium.

– Kasia, czemu cukier nie w tej puszce? – pierwsze słowa po „dzień dobry”.

– Mamo, wejdź, siadaj – Wojtek krzątał się wokół.

A Kasia zrozumiała: jej urlop zmieni się w miesięczną zmianę kelnerki.

– Zrobisz barszcz? – Teściowa rozsiadła się w fotelu jak na tronie. – Tylko niezbyt kwaśny. I mięso dobrze ugotowane.

Kasia w milczeniu weszła do kuchni.

**Nowe porządki**

Halina Kazimierzówna urządziła się jak dowódca na podbitym terenie. Pierwszego wieczora było jasne: urlop Kasi przepadł.

– Kasia, gdzie macie normalne garnki? – teściowa grzebała w szafkach. – Te są za małe. I czemu przyprawy nie po alfabecie?

Kasia w milczeniu przestawiała słoiki. We własnej kuchni stała się nagle gościem.

– Mamo, nie zawracaj głowy – Wojtek przewijał wiadomości. – Kasia wszystko załatwi.

No tak. Kasia załatwi. Jak zawsze.

Pod koniec tygodnia jej dzień wyglądał tak: pobudka o siódmej, śniadanie dla teściowej (nie tłuste, nie słone, nie ostre), sprzątanie, obiad, podwieczorek, kolacja, zmywanie. I tak w kółko.

– Jakaś taka ospała jesteś – zauważył Wojtek. – Może witaminy?

Witaminy? Nie potrzebowała witaminy C, ale witaminy „Moje życie”.

**Balkon – ostatnia twierdza**

Jedyną ucieczką był balkon. Tu mogła oddychać. Patrzeć w niebo. Myśleć.

– Kasia! – głos teściowej przeciął ciszę. – Gdzie jesteś? Herbaty mi nalej!

– Już idę! – odparła automatycznie.

Ale nogi nie ruszały się. W głowie kołatała myśl: „A może nie iść?”

Tak zuchwała, iż aż dech zaparło.

– Kasia! Nie słyszysz?!

– Słyszę – cicho powiedziała do pustego balkonu. – Doskonale słyszę.

Ale i tak poszła zaparzyć herbatę.

**Punkt wrzenia**

– Kasia – Halina Kazimierzówna siedziała w salonie jak sędzia. – Jakaś taka nieHalina Kazimierzówna odezwała się po raz ostatni, a Kasia odebrała tę lekcję jak przypomnienie, iż czasem najlepszą rewolucją jest po prostu zamknięcie za sobą drzwi.

Idź do oryginalnego materiału