Tańczymy labada

termedia.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: PAP/Tomasz Gzell


Sejm i Senat przyjęły (a prezydent podpisał) rządowy projekt ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz ustawy o działalności leczniczej. – Przepisy nazywane są ustawą o naprawie szpitali, bo taki jest jej deklarowany główny cel. Nie podzielam tego optymizmu. Reformujemy szpitalnictwo od 25 lat, a efektów nie widać – komentuje w „Menedżerze Zdrowia” Krzysztof Bukiel.



Próbowałem zapoznać się szczegółowo z tą ustawą i… nie dałem rady. Pomimo zapowiadanej niedawno przez samego pana premiera deregulacji różnych przepisów, ustawa idzie dokładnie w przeciwnym kierunku. Wprowadzono nowe regulacje, zwiększono ich skomplikowanie i szczegółowość. Jest to podobno konieczne, aby umożliwić szpitalom łączenie się, przekształcanie, zamienianie niektórych świadczeń na inne. A wszystko po to, aby nie marnować „sił i środków” na udzielanie świadczeń, które udzielane są przez inne podmioty i z którymi szpitale „niepotrzebnie” konkurują, zamiast współpracować i uzupełniać się wzajemnie.

Pojawiły się już pierwsze komentarze ekspertów dotyczące tej ustawy.

Generalnie są to komentarze przychylne.

Mimo różnych zastrzeżeń eksperci uważają, iż ustawa idzie w dobrym kierunku i daje szansę na poprawienie sytuacji finansowej szpitali publicznych. Nie podzielam tego optymizmu. Dlaczego akurat ta ustawa miałaby naprawić to, czego nie naprawiły poprzednie akcje naprawcze szpitali, prowadzone przez poprzednich ministrów i poprzednie rządy? Opierały się one na podobnym założeniu i przewidywały podobne mechanizmy.

Bo czymże było działanie byłego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, polegające na stworzeniu szpitalnych map potrzeb zdrowotnych, a następnie sieci szpitali? Jego deklarowanym celem było właśnie dopasowanie oferty szpitali do potrzeb i oczekiwań pacjentów i rezygnacja przez Narodowy Fundusz Zdrowia z usług tych szpitali (najczęściej niepublicznych), które uznano za niedostosowane do potrzeb. Sieć szpitali, którą wówczas utworzono i zapewniono jej pewne finansowanie z NFZ, miała być gwarancją, iż szpitale te już nigdy się nie zadłużą.

Zupełnie podobną „akcję” w 2000 r. przeprowadziła ówczesna minister zdrowia Franciszka Cegielska. Wówczas liczne firmy konsultingowe, wspierane przez „komitety sterujące”, miały określić, jakie są potrzeby zdrowotne w poszczególnych regionach, województwach i powiatach całego kraju. W raportach wskazano, które szpitale zlikwidować, które zostawić w niezmienionym kształcie, a które przekształcić i w jaki sposób. Dzięki temu szpitale publiczne miały odzyskać stabilność finansową, którą zaczęły tracić już niecałe dwa lata po wprowadzeniu kas chorych, a przecież wcześniej szpitale te zostały oddłużone przy okazji ich przekształcenia z jednostek budżetowych w samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej.

Warto przypomnieć, iż SPZOZ miały się samofinansować i – zagrożone upadkiem – odpowiednio dostosowywać do potrzeb, aby nie marnować „sił i środków” i nie popadać w kolejne zadłużenie.

Między Cegielską a Radziwiłłem akcję „ratujmy polskie szpitale” przeprowadziła jeszcze minister zdrowia Ewa Kopacz. Jej koncepcja była podobna do tej, którą realizowali twórcy kas chorych, ale jeszcze bardziej radykalna, a przez to – jak zapowiadano – ostateczna i ostatnia. Akcja polegała na zachęceniu szpitali działających w formie SPZOZ do przekształcenia w spółkę handlową, podlegającą prawu upadłościowemu, co miało już na pewno zapobiec niekontrolowanemu zadłużaniu się szpitali. W zamian za taką przemianą szpital miał otrzymać dofinansowanie i oddłużenie.

Żadna z powyższych akcji nie przyniosła trwałych rezultatów, chociaż jakieś efekty były. Polegały one głównie na doraźnym wsparciu finansowym szpitali, pod jakimś pretekstem.

Dlaczego efekty powyższych działań są takie mizerne?

Z kilku powodów.

Najważniejszy jest taki, iż wszystkie te działania miały bardziej charakter politycznej propagandy niż merytorycznej próby rozwiązania problemu (może poza pierwszym oddłużeniem szpitali – przed wprowadzeniem kas chorych i zmianą statusu szpitali w SPZOZ). Każdy rząd chciał pokazać, iż coś robi w tej sprawie, a robił to pod hasłem takim, jakie odpowiadało jego politycznemu PR.

Dlatego minister w rządzie PiS, partii odcinającej się od zasad rynkowych w ochronie zdrowia, wprowadził sieć szpitali, aby pokazać, iż chroni publiczne szpitale przed „niesprawiedliwą konkurencją” szpitali niepublicznych i w ten sposób oszczędza środki przeznaczone na lecznictwo, które nie idą na zyski dla „prywaciarzy”. Inaczej minister Kopacz w pierwszym rządzie PO, która chciała wówczas uchodzić za partię prorynkową i gospodarczo liberalną – ona przeprowadziła „akcję” przekształceń szpitali w spółki handlowe, bo korespondowało to z „wizerunkiem” partii.

Minister Cegielska objęła urząd na fali przekonania, iż ochroną zdrowia powinni zarządzać menedżerowie, a nie medycy jak dotychczas, dlatego jej pomysł (firmy konsultingowe, audyty, komitety sterujące) miał być PR-ową ilustracją tego nowego podejścia rządu do sprawy. Obecna ustawa, uchwalona pod hasłem konsolidacji szpitali i zmiany oferowanego przez nie zakresu świadczeń dobrze oddaje bezideowość obecnego rządu i minister zdrowia, która to firmowała. Wzięto pierwszy lepszy problem, o którym było bardziej głośno – między innymi w „Menedżerze Zdrowia” – to jest puste porodówki w wielu szpitalach z powodu kryzysu demograficznego, i na tym zbudowano całą ideę „akcji”.

Porodówki do zamknięcia – dane z 2023 r.Uznaliśmy, iż granicą opłacalności funkcjonowania oddziału ginekologiczno-położniczego jest przyjmowanie 400 porodów rocznie – przeanalizowaliśmy dane z NFZ i stworzyliśmy listę porodówek, które należałoby zamknąć.
Idź do oryginalnego materiału