Jak wskazuje autorka reportażu "Uwagi", z zabiegów z wykorzystaniem m.in. botoksu korzysta w Polsce około 600 tysięcy osób rocznie. Salony urody, które oferują tego typu usługi, nie są przez nikogo kontrolowane i zdarza się, iż pracownicy nie posiadają odpowiednich kwalifikacji, by prawidłowo przeprowadzić zabieg. "Dochodziłam do siebie po operacji trzy miesiące. Wyglądałam okropnie. Dzieci mówiły, iż wyglądam jak potwór. Było to coś strasznego dla mnie" - opowiadała jedna z bohaterek reportażu.
REKLAMA
Zobacz wideo Lili Antoniak zrobiła plastykę brzucha. "To nie tylko kwestia estetyczna, ale ja latem miałam odparzenia"
Nie mają kwalifikacji, a podają się za lekarzy
W rozmowie z "Dzień dobry TVN" Arleta Bolda-Górna, reporterka "Uwagi" opowiedziała, z czym mierzyły się dwie kobiety, które opowiedziały swoje historie w materiale. "Trafiły do zabiegowca, bo tak ich nazywamy w naszym reportażu. To są osoby, które nie są ani lekarzami, ani kosmetologami. Nasze bohaterki trafiły do takiej kobiety, która podawała się za lekarza, miała wystawione na ścianach swoje dyplomy, gdzie przedrostek był lek. Takie przypadki się zdarzają" - tłumaczyła. Potem zamiast cieszyć się z efektów zabiegu, kobiety walczyły z szeregiem powikłań.
Jak zauważył dr Janusz Greese Łyko, zabiegi powinny być wykonywane przez chirurga plastyka lub chirurga, bo potrafią oni leczyć powikłania. Ale to nie jest reguła. Zdarza się, iż przeprowadzają je osoby, które nie mają nic wspólnego z medycyną, bądź - jako lekarze - nie posiadają żadnej specjalizacji.
Ekspert zwrócił uwagę na fakt, iż istnieje nazewnictwo, które często może wprowadzać klientki w błąd. "Jak ktoś powie, iż jest lekarzem medycyny estetycznej, no to musi być lekarzem. Bo jeżeli ktoś nie jest lekarzem, a się za niego podaje, to przestępstwo. Natomiast jak ktoś powie specjalista medycyny estetycznej, to jest słowo, które jest zupełnie bezkarne" - mówił. Czy korzystasz z zabiegów medycyny estetycznej? Zapraszamy do udziału w sondzie i komentowania.