- Po kąpieli smarowałam emolientem delikatną skórę mojego synka. Nagle pod palcami wyczułam małą grudkę na jego pupie - wspomina kobieta cytowana przez portal mirror.co.uk. - Zaniepokoiło mnie to. Następnego dnia zabrałam dziecko do lekarza. To był styczeń 2023 rok. Dwa tygodnie później mojemu synowi wykonano USG, jednak badanie nie sugerowało, iż w jego ciele dzieje się coś niedobrego - wspomina Alexandra Hams, matka Rafferty'ego. Rodzice chłopca na własną rękę szukali odpowiedzi i pomocy. Po 11 miesiącach przeróżnych badań w końcu postawiono diagnozę. Narośl okazała się być bardzo rzadkim nowotworem.
REKLAMA
Zobacz wideo Ewa Ewart nakręciła film o Magdzie chorującej na raka piersi. Po premierze jeden z lekarzy powiedział coś, czego się nie spodziewała
Guz był niepokoił rodziców, ale "nie zlecono biopsji"
- Wszyscy lekarze nas uspokajali. Guz był faktycznie widoczny, ale te pierwsze badania nie wykazały nic niepokojącego. Nie zlecono biopsji, bo uważano, iż tylko niepotrzebnie panikuję - zaznacza matka chłopca. - Jednak kiedy narośl zaczęła się powiększać, zaczęliśmy na własną rękę szukać odpowiedzi - dodaje.
Postawienie trafnej diagnozy nie było łatwe i trwało bardzo długo. - Większość lekarzy nas zbywała, ale ja wiedziałam, iż dzieje się coś niedobrego - wspomina Alexandra. Po jej naciskach w końcu zdecydowano się na powtórzenie wszystkich badań i biopsję. - Wyniki dostaliśmy w listopadzie 2023 roku. Okazało się, iż mój mały synek ma włókniakomięsaka, złośliwego guza rozwijającego się w tkance łącznej - dodaje kobieta. Wiadomość o nowotworze była szokiem dla całej rodziny. - Ja nie wiedziałam, co to jest ten włokniakomięsak. Nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Na początku czułam ulgę, iż wiemy, na czym stoimy, a potem słowa lekarzy mnie załamały - zaznacza.
Postawienie diagnozy to był początek długiej drogi
Po szokującej diagnozie, w styczniu 2024 r. Rafferty przeszedł operację usunięcia guza w jednym z brytyjskich szpitali - Royal National Orthopaedic Hospital w Stanmore. - Dni poprzedzające operację Rafferty'ego były wypełnione mieszanką nadziei i niepokoju - wspomina jego mama. - Potem był szpital. To właśnie tam widziałam te wszystkie dzieci, które przechodziły chemioterapię. Moje serce krwawiło i właśnie wtedy uświadomiłam sobie, jak długa droga jeszcze przed nami - dodaje.
Na szczęście wszystko miało swój szczęśliwy finał. Operacja chłopca zakończyła się sukcesem i chociaż Rafferty jest pod stałą opieką Royal Marsden Hospital, gdzie regularnie przechodzi badania i kontrole, jego życiu nic nie zagraża. - Mój syn jest zdrów, a moją misją jest teraz zwiększenie świadomości wśród rodziców na temat nowotworu - zaznacza Alexandra. - My na diagnozę czekaliśmy 11 miesięcy, nie chcę, żeby to znów się powtórzyło, bo szybka i trafna odpowiedź daje duże szanse, aby się tego pozbyć - dodaje.