Okiem naczelnego: „2% lepszego świata. Da się?”

razemztoba.pl 3 tygodni temu

Mówią, iż Światowy Dzień Życzliwości przypada tylko raz w roku – 21 listopada. To dość zabawne, jeżeli chwilę się nad tym zastanowić — jakby ktoś kiedyś uznał, iż życzliwość to towar deficytowy i trzeba go reglamentować, najlepiej w formie jednodniowej promocji, coś jak „kup uśmiech, drugi dostaniesz gratis”. Przez pozostałe 364 dni możesz marudzić, psioczyć na kierowców, którzy włączają kierunkowskaz już po skręcie, i walczyć o ostatnie półki w Lidlu podczas tygodnia włoskiego.

Ale jednak ten jeden dzień istnieje. I dobrze, bo przypomina, iż życzliwość wcale nie musi być patetyczna. Nie trzeba robić od razu rewolucji, rzucać się pod samochód, by wyjąć komuś telefon, który mu spadł. Czasem wystarczy, iż nie będziemy dla świata… problemem. Co samo w sobie jest już miłym gestem.

Codzienność weryfikuje to najlepiej. W autobusie życzliwość objawia się tym, iż ktoś wyjmuje słuchawki i przestaje puszczać TikToki na głośniku. W sklepie przy kasie przepuszczając kogoś z jedną bułką i jogurtem, bo widzimy, iż ta osoba stoi z dzieckiem, które właśnie zaczyna testować granice cierpliwości całej kolejki. W domu, gdzie ktoś bez słowa wyrzuci śmieci, choć nie jego kolej, albo zrobi herbatę, zanim ktoś poprosi, bo widać, iż to ten dzień z kategorii „nie drażnić”.

Życzliwość nie jest wielkim ruchem, jest bardziej jak smar w życiowych trybach: mało je widać, ale jak zabraknie, to skrzypi wszystko.

Obserwuję ludzi i widzę, iż najłatwiej być życzliwym w myślach. W myślach przepuszczamy staruszki w kolejce, ustępujemy miejsca w tramwaju i wykonujemy te wszystkie dobre uczynki, które w wersji offline odkładamy „na później”. Bo w myślach nikt nam nie zajmuje czasu, nie przesuwa spotkania, nie “krzyczy” nam dziecko, nie podnosi ciśnienia. W myślach mamy energię, której w realu często brakuje.

A jednak, paradoksalnie, to właśnie rzeczywistość daje nam najlepsze okazje do życzliwości. Nie te wyidealizowane momenty, tylko te absurdalne: kiedy pani w okienku mówi, iż „system padł”, kiedy paczka znowu przyszła nie ta, kiedy w pracy proszą o „drobne poprawki”, które finalnie okazują się nowym projektem.

I wtedy, jeżeli mimo wszystko powiesz: „spoko, damy radę” — to właśnie jest życzliwość. Nie uśmiechnięte memy, nie serduszka na Facebooku, tylko drobne akty normalności w nienormalnym świecie.

A może właśnie o to chodzi w tym święcie — żeby zauważyć, iż życzliwość to nie cukierkowy gest, ale forma cywilizacyjnej uprzejmości. I iż jeżeli każdy doda od siebie te małe 2% lepszego zachowania, to i świat stanie się o te 2% strawniejszy.

Więc dziś, z okazji Światowego Dnia Życzliwości, zróbmy coś drobnego. Nie musimy od razu zbawiać świata. Wystarczy nie migać światłami na kogoś, kto włącza się do ruchu, nie komentować życia sąsiadki z balkonu i nie krzyczeć na ekspres do kawy, bo nie on jest winny poniedziałkowi.

Życzliwość ma to do siebie, iż rośnie dopiero wtedy, gdy się nią dzielimy.
A jeżeli tak, to może lepiej robić to częściej niż raz w roku? Choćby z przyzwyczajenia.

Idź do oryginalnego materiału