Wyobraź sobie sobotni poranek bez harmonogramu. Dziecko snuje się po domu, ziewa, rozgląda, zaczyna coś budować z klocków, potem zrezygnowane rzuca się na dywan i stuka palcami w podłogę. „Mamo, nudzę się” – mówi z wyrzutem, jakby to była twoja wina. A ty… czujesz ukłucie winy. Bo przecież miało być kreatywnie, rozwijająco, wartościowo. Przecież są warsztaty, basen, hiszpański, ceramika. Tylko czy na pewno to wszystko jest mu potrzebne?
Nuda – wróg czy sprzymierzeniec?
Współczesne rodzicielstwo często przypomina wyścig z czasem. Im więcej zajęć, tym lepiej. Im szybciej dziecko „wejdzie w świat”, tym większe szanse, iż odniesie sukces. Ale psychologia mówi coś zupełnie innego. I to coraz głośniej.
Badania przeprowadzone przez Uniwersytet w Centralnym Lancashire (UK) pokazały, iż dzieci, które miały więcej czasu wolnego, nieprzeładowanego aktywnościami, wykazywały wyższy poziom kreatywności i samodzielności w rozwiązywaniu problemów. Inne badania, np. autorstwa dr Teresy Belton – badaczki edukacji i rozwoju dziecka – wskazują, iż nuda to przestrzeń, w której rozwijają się wyobraźnia, refleksyjność i inteligencja emocjonalna.
Pedagogika krytyczna: czy „rozwój” naprawdę służy dziecku?
Z perspektywy pedagogiki krytycznej warto postawić pytanie: czy nadmiar zorganizowanych aktywności to rzeczywisty rozwój, czy może tresura do funkcjonowania w świecie wydajności i produktywności? Paulo Freire, jeden z ojców pedagogiki wyzwolenia, podkreślał, iż edukacja powinna budzić świadomość, a nie podporządkowanie. Tymczasem zbyt napięty grafik często odbiera dziecku prawo do decydowania o sobie – o tym, co chce robić, w jakim tempie i z kim.
Dziecko, które ma przestrzeń na nudę, uczy się samodzielności: wybiera, tworzy, eksperymentuje. To proces twórczy, który nie mieści się w ramkach zajęć dodatkowych. A co ważniejsze – daje poczucie sprawczości, której nie da się wyuczyć podczas kursu programowania dla sześciolatków.
Jak nuda wpływa na rozwój psychiczny?
Nuda – choć bywa frustrująca – to stan konieczny dla rozwoju wewnętrznego. Kiedy dziecko nie ma gotowego bodźca z zewnątrz, zaczyna szukać go w sobie. I tu dzieją się cuda:
- rodzą się nowe pomysły i zabawy (często dziwne, czasem chaotyczne – ale to właśnie sedno kreatywności),
- rozwija się umiejętność introspekcji, czyli zdolność do rozumienia i nazywania własnych emocji,
- dziecko staje się bardziej odporne na nudę w dorosłości, co przekłada się na zdolność koncentracji i pracy twórczej.
W psychologii mówimy o tzw. „nudzie produktywnej” – to stan, który inicjuje eksplorację, pobudza ciekawość i zachęca do działania z wewnętrznej potrzeby, a nie z zewnętrznego nakazu.
Przeładowany grafik? To może szkodzić
Zbyt wiele aktywności może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Dziecko przestaje mieć przestrzeń na regenerację i przetwarzanie emocji. Narasta frustracja, pojawia się niechęć, zmęczenie, a czasem objawy psychosomatyczne (bóle brzucha, głowy, trudności ze snem).
Psycholożka dziecięca dr Jean Twenge zwraca uwagę, iż dzieci wychowywane w ciągłym „zajęciu” mogą mieć trudność z byciem sam na sam ze sobą – a to w dorosłym życiu skutkuje lękiem przed ciszą, samotnością, brakiem bodźców. Czy naprawdę chcemy, by nasze dzieci potrafiły działać tylko na deadline?
Jak stworzyć przestrzeń na nudę?
Nie chodzi o to, by teraz zrezygnować ze wszystkich zajęć dodatkowych. Chodzi o równowagę i świadome tworzenie przestrzeni na nicnierobienie – zaufanie, iż czasem najcenniejsze rzeczy rodzą się właśnie wtedy, gdy „nic się nie dzieje”.
Spróbuj:
- zostawić jedno popołudnie w tygodniu całkowicie wolne – bez planu, bez celu,
- nie podsuwać natychmiast gotowych rozwiązań, gdy dziecko mówi, iż się nudzi,
- obserwować, co dzieje się w tej pustce – często to pierwszy krok do naprawdę twórczych działań.
Bo może największy prezent, jaki możesz dać swojemu dziecku, to nie kolejne zajęcia… tylko czas. Czas na błądzenie, szukanie, ciszę. Na siebie.
źródło zdjęcia: https://pixabay.com/pl/photos/uczy%C4%87-si%C4%99-szko%C5%82a-ucze%C5%84-deska-3069053/
Magdalena Kwiatkowska