„Nowa wódka” sprzed stulecia. O lekach, które uzależniały gorzej niż alkohol

slowopodlasia.pl 17 godzin temu
Dziś w serii Wieści z minionej niedzieli sięgamy po tekst sprzed 124 lat, w którym ostrzegano przed nowym, cichym nałogiem – nadużywaniem anodyny, czyli kropli Hoffmanna. W naszej coniedzielnej serii przypominamy dawne artykuły, listy i komentarze publikowane na łamach Gazety Świątecznej – popularnego czasopisma ukazującego się w od 1881 do 1939 roku. Pismo to, adresowane głównie do ludu wiejskiego i robotniczego, łączyło funkcję edukacyjną z troską o moralność i codzienność polskich rodzin. Gazeta Świąteczna, 30 czerwca 1901 r., str. 3Nowe pijaństwoJuż kilka razy pisano w Gazecie o anodynach czyli kroplach Hofmanowskich, których coraz bardziej zamiast wódki ludzie po wsiach zaczynają używać. Oto piszą znowu ze wsi Księżopola w powiecie biłgorajskim, gubernji lubelskiej, iż ludność tamtejsza już od lat kilku upija się owemi kroplami.Anodyny piją już w Księżopolu i mężczyźni, i kobiety, ba! choćby i dzieci. Chłopcy kilkunastoletni zaprawiają się już do tego nowego pijaństwa i łykają nieraz tyle tych obrzydliwych kropli, iż tracą na parę godzin przytomność. Gdy się wyjdzie w święto na drogę idącą do miasteczka Tarnogrodu, to można się przekonać, iż od większej części ludzi powracających z miasteczka do wsi śmierdzi ta nowa wódka tak, iż aż obrzydliwość bierze. Starsi, poważniejsi i światlejsi ludzie, wszyscy, komu tylko dobro ogółu na sercu leży, powinni wszelkiemi sposobami odciągać ludzi od tego nałogu i przestrzegać przed tym nowym wymysłem djabelskim.Nie powinniśmy dopuścić, aby ta nowa wódka, groźniejsza daleko od dawnéj, weszła powoli w nałóg i rozszerzyła się wśród narodu tak, jak okowita. Dość już przecie jednego nieszczęścia!Na histerię, czyli na wszystkoW drugiej połowie XIX i na początku XX wieku większość lekarstw nie była poddawana żadnym kontrolom jakości. Nie istniały urzędy dopuszczające preparaty do obrotu, nie obowiązywały rygorystyczne badania kliniczne, a dawki substancji czynnych były ustalane na oko – często przez aptekarzy lub samych pacjentów. Dodatkowo niemal wszystkie środki dostępne były bez recepty, co sprawiało, iż można je było zażywać bez umiaru i nadzoru.Lekarze często nie zdawali sobie sprawy z działania uzależniającego podawanych środków. Uzależnienie nie było jeszcze rozpoznanym pojęciem medycznym, a objawy zatrucia lekami mylono z objawami histerii, melancholii lub „nerwów”. Dotyczyło to szczególnie kobiet, którym znacznie częściej przepisywano anodynę, laudanum czy bromki jako „leki na uspokojenie” lub „na histerię”. Panie szukały ukojenia od przemęczenia, depresji poporodowej, przewlekłego bólu czy bezsenności. Ich skargi na wyczerpanie, lęk czy drażliwość traktowano nie jako realne cierpienie, ale jako przejaw słabości płci.W tamtej epoce nie istniało jeszcze rozróżnienie między uzależnieniem fizycznym a psychicznym, a kobiet cierpiących z powodu objawów odstawienia traktowano jako osoby histeryczne. choćby gdy pojawiały się objawy somatyczne – drżenia, omdlenia, fizyczne uzależnienie – interpretowano je w kategoriach emocjonalnych. Kobieta była „delikatna”, „nadwrażliwa”, „trudna w obyciu” – nigdy uzależniona. Społeczne stereotypy była ponad leczeniem choroby.„Starsi, poważniejsi i światlejsi ludzie, wszyscy, komu tylko dobro ogółu na sercu leży, powinni wszelkiemi sposobami odciągać ludzi od tego nałogu i przestrzegać przed tym nowym wymysłem djabelskim” – nawoływała Gazeta ŚwiątecznaApteczne półki pełne pokusW wielu środowiskach – szczególnie wiejskich i robotniczych – leki opiatowe zaczęto stosować nie jako narzędzie leczenia, ale jako środek do regulowania emocji, snu i codziennego wyczerpania. Anodyna była tańsza niż wódka, działała szybciej, nie zostawiała zapachu alkoholu – stąd jej popularność. Ale dla wielu użytkowników oznaczała uzależnienie, utratę zdrowia, a choćby życia. Dopiero doświadczenia społeczne i medyczne I połowy XX wieku sprawiły, iż leki zyskały status kontrolowanych substancji leczniczych – a nie łatwo dostępnych „domowych środków na wszystko”.Choć anodyna była sprzedawana jako lek na omdlenia, nerwy i różnego rodzaju dolegliwości kobiece, jej skład – mieszanina eteru i spirytusu – czynił z niej niebezpieczny środek odurzający. Wzmianki o nadużywaniu kropli Hoffmanna pojawiały się w prasie już pod koniec XIX wieku. Problem nie dotyczył wyłącznie jednej miejscowości – Księżopola – ale miał charakter ogólnokrajowy. Anodyna była niedroga i łatwa do zdobycia. Można ją było kupić zarówno w aptekach, jak i u obwoźnych handlarzy. Stosowano ją nie tylko u dorosłych – podawano ją również dzieciom, w przekonaniu, iż działa „na uspokojenie”. Trudno dziś ustalić, ile ofiar miała ta „apteczna wódka”, bo jej szkodliwość nie była wtedy szeroko rozumiana ani badana.Przedwojenna buteleczka eteru do narkozy firmy E.R. Squibb & Sons; źródło: WikipediaAnodyna to niejedyny środek leczniczy, który w tamtym czasie zamienił się w środek odurzający. Ogromną popularnością cieszyło się również laudanum – nalewka alkoholowa na bazie opium, zawierająca około jeden procent czystej morfiny. Zalecano ją w przypadkach bólu, bezsenności, kolki i melancholii. Używano jej w domach, w szpitalach, a także w klasztorach. W praktyce oznaczało to szybki rozwój tolerancji i głodu narkotykowego. Problem ten dotykał nie tylko warstw najuboższych, ale również lekarzy, aptekarzy, artystów i nauczycieli. Morfina – silniejsza pochodna opium – była stosowana równie często i w podobny sposób. Nie była też traktowana jako niebezpieczna, a raczej jako środek „z wyboru” dla chorych i wrażliwych.Eteromania – plaga II RzeczypospolitejZ czasem szczególne miejsce w polskiej kulturze nadużywania leków zajęła eteromania. Eter etylowy, który wchodził w skład anodyny, był też stosowany samodzielnie – do wdychania lub picia. Na terenach wiejskich, zwłaszcza w Małopolsce i na Suwalszczyźnie, stanowił on tanią i legalną alternatywę dla alkoholu. W dwudziestoleciu międzywojennym spożycie eteru osiągnęło taką skalę, iż zaczęto mówić o „nowym alkoholizmie”. W niektórych szkołach po eter sięgało choćby 30–40 procent uczniów, a w parafiach ostrzegano przed nim z ambon. Eter powodował silne zatrucie ośrodkowego układu nerwowego i działał znacznie szybciej niż wódka. Częste były przypadki ślepoty, padaczki pourazowej i samobójstw.Władze państwowe przez długi czas nie potrafiły skutecznie przeciwdziałać zjawisku. Zakazy sprzedaży i wprowadzenie recept okazały się niewystarczające. Eter był przez cały czas dostępny – legalnie i nielegalnie – do lat 30. XX wieku. Współczesna farmakologia opiera się na wieloetapowym testowaniu i nadzorze nad obrotem lekami. Substancje takie jak morfina, kodeina, diazepam czy barbiturany podlegają ścisłej kontroli.To, co dziś uznalibyśmy za uzależnienie i zatrucie lekowe, wówczas było na porządku dziennym – zarówno w domach, jak i w szpitalach. Dopiero w 1923 roku w II RP wprowadzono zakaz swobodnego obrotu morfiną, opium i kokainą. W kolejnych latach powoli ograniczano też sprzedaż eteru i innych środków psychoaktywnych.Więcej tekstów z cyklu Wieści z minionej niedzieli:
Idź do oryginalnego materiału