Przez ostatnie kilka miesięcy przedstawiciele pacjentów i lekarze apelowali o zwiększenie dostępu do flozyn w ramach refundacji. Szefostwo Ministerstwa Zdrowia posłuchało – od 1 lipca na liście refundacyjnej w rozszerzonych wskazaniach w cukrzycy typu 2 i niewydolności serca znalazła się jedna z trzech flozyn. O znaczeniu refundacji tych leków rozmawialiśmy z prof. dr. hab. n. med. Maciejem Małeckim z Katedry i Kliniki Chorób Metabolicznych Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum w Krakowie.
Jak pan ocenia decyzję Ministerstwa Zdrowia? Jak zmieni się sytuacja pacjentów, w szczególności z cukrzycą typu 2, którą pan się zajmuje?
To bardzo dobra decyzja. Flozyny poprawiają rokowanie u pacjentów z cukrzycą typu 2 – zmniejszają ryzyko sercowo- -naczyniowe, w tym także ryzyko zgonu z przyczyn sercowo-naczyniowych. Ich skuteczność została potwierdzona w dobrej jakości badaniach naukowych.
W Polsce w ostatnich latach dostępność tych leków – w rozumieniu refundacji – była ograniczona, zbyt mała, biorąc pod uwagę aktualną wiedzę medyczną, a także mniejsza w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Fakt, iż w tej chwili jedna z flozyn ma o wiele lepsze warunki refundacyjne w cukrzycy typu 2 – to zresztą dotyczy także wskazania nerkowego i kardiologicznego – to dobra wiadomość. Jest jednak więcej flozyn na rynku i czekamy na poprawę ich refundacji.
Podczas konferencji, w trakcie której przedstawiono nową listę refundacyjną, wiceminister zdrowia Marek Kos mówił, że z rozszerzonej refundacji jednej z flozyn w trzech wskazaniach może skorzystać choćby milion pacjentów, czyli bardzo duża grupa. Czy zatem nie byłoby zasadne ze względu na bezpieczeństwo lekowe, aby pacjenci mogli korzystać z więcej niż jednej refundowanej flozyny w rozszerzonych wskazaniach? Tym bardziej, iż flozyny znajdują się na wykazie Ministerstwa Zdrowia produktów leczniczych zagrożonych brakiem dostępności na terenie RP. Pamiętamy, kiedy w aptekach brakowało na przykład semaglutydu stosowanego również w cukrzycy typu 2. Czy nie lepiej dmuchać na zimne w kwestii zapewnienia dostępności flozyn?
Większe zróżnicowanie leków, a co za tym idzie – pewien rodzaj konkurencji cenowej jest czymś dobrym i dla pacjentów, i dla lekarzy. Jeszcze dwie flozyny mają potwierdzone dobre wyniki – dobre dane diabetologiczne, nerkowe i kardiologiczne, więc ma pan rację. Dobrze byłoby, aby poszerzoną refundacją objęto także te cząsteczki. Mam nadzieję, że tak się stanie, bo jak rozumiem, za decyzją kierownictwa Ministerstwa Zdrowia nie stały przesłanki medyczne, lecz finansowo-negocjacyjne.
Dużo mówi się o adherence w procesie terapeutycznym. Wielu pacjentów przyjmuje już konkretne leki, do których są przyzwyczajeni. To może być istotne w procesie leczenia. Czy to nie jest dodatkowy argument za udostępnieniem w refundacji różnych leków, by dać chorym wybór i wspierać adherence? To nie jest jedynie kwestia cukrzycy, ale także innych obszarów terapeutycznych. Jak to wygląda z punktu widzenia lekarza?
Zgadza się, ważne jest stosowanie leków – czy pacjenci w ogóle je biorą, czy przyjmują przepisane dawki. Jest z tym problem i współczesna medycyna się z tym zmaga. Wiele czynników wpływa na to, że pacjenci wykupują receptę i stosują lek zgodnie z zaleceniem lekarza, m.in. cena preparatu, objawy uboczne i cechy osobowości chorego. Kombinacja tych czynników wpływa na to, czy leki są stosowane. Poza tym niewątpliwie pacjenci są przyzwyczajeni do swoich leków, do ich nazw. Wielu Polaków bierze flozyny i inne cząsteczki poza systemem refundacyjnym, jeśli więc będzie on poszerzany o nowe wskazania, potrzebujący będą mogli kontynuować stosowanie tego samego preparatu, mającego silne dowody medyczne. Jestem przekonany, iż od 1 października refundacja obejmie także co najmniej jedną nową cząsteczkę flozyn.