2263. Postać św. Carla Acutisa - inspiracją dla innych...

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 16 godzin temu
Jak wiecie z bloga, postać świętego już Carla Acutisa niezwykle mnie motywuje do działania a zarazem inspiruje. Myślę, iż wraz z ogłoszeniem go świętym to zainteresowanie nie przycichnie, a w dalszym ciągu będzie we mnie "pracować" i wzrastać. Bardzo bym chciała, za jego przykładem, stworzyć stronę internetową poświęconą młodym ludziom, których kościół ogłosił świętymi i błogosławionymi, a którzy pokazali, iż można to osiągnąć w każdych czasach, w jakich się żyje. Skoro większość ich współczesnych rówieśników spędza czas w sieci, to może tą drogą uda mi się do nich dotrzeć. Na razie są to luźne plany, z których nie wiadomo co wyjdzie. Po pierwsze, nie wiem czy znajdę czas na ich realizację, a po drugie - moje zdolności pisania stron internetowych są żadne. Ale mam już wypożyczonych kilka książek w tym zakresie. Od czegoś trzeba zacząć - chociażby od podzieleniem się pomysłem z Wami i poczytaniem co nieco na temat programowania. I samych świętych i błogosławionych, rzecz jasna.
W tym drugim pomagają mi różne źródła. A wiadomości w nich znalezione niekiedy wprawiają mnie w poczucie wyjątkowego podziwu co do stylu życia młodych wyznawców wiary. Chociażby to, iż w wielu wywiadach mama świętego Carla Acutisa podkreślała, iż bardzo istotny wpływ na katolickie wychowanie jej dziecka miała polska niania. Z okazji kanonizacji chłopca w "Niedzieli Ogólnopolskiej" pojawił się bardzo interesujący wywiad z Beatą Anną Sperczyńską, która była jego nianią, a dzisiaj jest dyrektor zarządzającą w międzynarodowej firmie zajmującej się reklamą i promocją znanych marek.

To on wybrał mnie
Niedziela Ogólnopolska 36/2025, str. 12 - 13

Krzysztof Tadej: Kiedy poznała Pani Carla Acutisa? Jak wyglądało Wasze pierwsze spotkanie?
Beata Anna Sperczyńska: Poznałam Carla w Centoli, małym miasteczku na południu Włoch, znajdującym się niedaleko miejscowości Palinuro. Carlo spędzał tam wakacje z dziadkami - Luaną i Antoniem (rodzicami jego mamy). Byłam tam na urlopie i szukałam pracy, żeby sobie dorobić. Dziadkowie Carla mieli już dwie kandydatki - dziewczyny z Polski, ja byłam trzecia. Z Carlem to była miłość od pierwszego spotkania. Spaliśmy w jednym pokoju, a po wspólnie spędzonym poranku wiedziałam, iż otrzymam tą pracę. Porozumiewaliśmy się bez słów, naśladując głosy zwierząt, co w naturalny sposób zbliżyło nas do siebie. Wierzę, iż to on mnie wybrał, a nie jego dziadkowie. Ten pierwszy poranek, pełen ciepła i światła, na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Krzysztof Tadej: Mama Carla Acutisa często podkreśla, iż katolickie wychowanie Carlo zawdzięczał rodzinie ojca i polskiej niani, czyli Pani. Uczyła Pani Carla się modlić? Opowiadała o Bogu?
Beata Anna Sperczyńska: To prawda. Pierwszą modlitwą, której Carlo bardzo gwałtownie się nauczył - i to w języku polskim - była modlitwa Aniele Boży, stróżu mój. Uczył się słów na pamięć, nie znając wówczas ich znaczenia. Dopiero później zaczął zadawać pytania o ich sens, gdy modlitwa stała się regularnym wieczornym rytuałem. Miałam choćby kasetę magnetofonową z nagraniem Carla, ale niestety, po kilku przeprowadzkach te cenne pamiątki zniknęły.
Byłam nianią Carla. Starałam się aktywnie uczestniczyć w jego wychowaniu - z czułością i uwagą. Od najmłodszych lat uczyłam go, jak żyć blisko Jezusa. Dla niego ta relacja była czymś zupełnie naturalnym - była niemal przyjacielska, jakby znali się od zawsze. Dla mnie również było to coś oczywistego - wychowałam się w małej miejscowości, w katolickiej rodzinie, w której najważniejszym wydarzeniem tygodnia była niedzielna Msza św. W czasach mojego dzieciństwa i młodości kościół był adekwatnie jedynym źródłem kultury na wsi.
Carlo nigdy nie przechodził obojętnie obok kościoła. Zatrzymywał się, zaglądał, pozdrawiał - jakby wstępował do domu kogoś bliskiego. choćby na krótką chwilę. Czuł się tam po prostu dobrze.
Krzysztof Tadej: Czy obok modlitwy Aniele Boży znał inne modlitwy w języku polskim? Czy mówił w naszym języku?
Beata Anna Sperczyńska: Carlo nie mówił po polsku, ale znał kilka słów. Kiedy pozdrawiał moich rodziców podczas rozmowy telefonicznej, zawsze zaczynał po polsku: "Dzień dobry, witam was!". I tak jak wspominałam, modlitwę Aniele Boży odmawiał wieczorami w naszym języku.
Krzysztof Tadej: Mama Carla Acutisa, p. Antonina, wspominała, iż podczas pierwszego spotkania w ich domu miała Pani ze sobą woreczek pełen obrazków Matki Bożej Częstochowskiej. Czy obrazek, który otrzymał od Pani Carlo, to był pierwszy obrazek z wizerunkiem Matki Bożej w jego życiu?
Beata Anna Sperczyńska: Tak, to prawda. To był pierwszy wizerunek Matki Bożej Częstochowskiej - Czarnej Madonny z Jasnej Góry.
Ten obraz był mi szczególnie bliski, bo od dziecka towarzyszył mi niemal każdego dnia. Miałam go zawsze przy sobie, włożony w modlitewnik Droga do nieba, który otrzymałam przy Pierwszej Komunii św. Pielgrzymki na Jasną Górę były dla mnie czymś więcej niż tylko wakacyjnym wyjazdem - były ważnym, duchowym przeżyciem. Czasem pełnym zmęczenia, ale i radości, wspólnej modlitwy i ciszy. To była wyprawa serca, która zostawiała ślad na długo. Ten wizerunek Matki Bożej był jak znak obecności - opieki, nadziei i nieustannego towarzyszenia. Nosiłam go przy sobie nie tylko z przywiązania, ale też z poczucia, iż Ona naprawdę jest blisko. Później w życiu Carla była Czarna Madonna z Pompei (Matka Boża Różańcowa), ale to inna historia.
Krzysztof Tadej: Jakim dzieckiem był Carlo Acutis w codziennym życiu? Co go wyróżniało?
Beata Anna Sperczyńska: Carlo był radosnym dzieckiem. Przez długi czas był jedynym wnukiem, co sprawiało, iż był otoczony wielką miłością i uwagą swojej rodziny. Jego życie było pełne szczęścia, a on sam emanował niezwykłą energią. W codziennym życiu wyróżniał się cierpliwością - nie marudził. Potrafił czekać i z pokorą przyjmować to, co przynosił dzień.
Krzysztof Tadej: Miał jakieś wady?
Beata Anna Sperczyńska: Carlo z pewnością nie był doskonały, ale był wyjątkowy. Miał swoje wady, jak każde dziecko, jak każdy człowiek, ale szczerze mówiąc, trudno mi jest teraz je sobie przypomnieć. Na pewno nie był np. zarozumiały, chciwy ani leniwy. Pamiętam jednak, iż zdarzało nam się czasem plotkować na temat jego kolegów lub moich znajomych, ale to raczej była moja słabość, a nie Carla. Te chwile nie umniejszały jednak jego wyjątkowości - raczej świadczyły o jego ludzkiej naturze.
Krzysztof Tadej: jeżeli miałaby Pani wybrać jedno czy dwa konkretne wydarzenia z życia Carla, które świadczą o nim, to jakie byłyby to wydarzenia?
Beata Anna Sperczyńska: Z pewnością sytuacja związana z urodzinami Giacoma, jego kolegi z przedszkola. Do dzisiaj ją pamiętam. Miałam na szyi drewniany różaniec, który zawsze nosiłam. Dziś może to być uznawane za cool, ale wówczas było dość dziwne. Ktoś kiedyś to skomentował i ja, żeby uniknąć dalszych uwag, schowałam go pod koszulą. Chciałam, żeby był mniej widoczny. Carlo to zauważył i powiedział: "Bea, nie chowaj go, to najpiękniejsze korale na świecie". To wydarzenie zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ponieważ Carlo nie tylko dostrzegł, iż Różaniec jest dla mnie źródłem pokoju (w pewien sposób stanął w mojej obronie), ale także zrozumiał jego głęboką wartość. Widział w nim coś więcej, niż tylko zwykły przedmiot dekoracyjny, znał jego najgłębsze znaczenie i przy okazji przewidział, iż kiedyś stanie się modnym dodatkiem. Jego słowa były pełne ciepła. Potrafił dostrzec piękno w rzeczach, które dla innych mogły być niewidoczne.
Krzysztof Tadej: Co zaskakiwało Panią w tym chłopcu, który dojrzewał? Dowiadywał się coraz więcej o świecie i miał coraz więcej doświadczeń...
Beata Anna Sperczyńska: Zaskakujące było to, jak gwałtownie jego spojrzenie na świat zaczęło się zmieniać. Z dnia na dzień dostrzegał złożoność rzeczy, które wcześniej wydawały się proste. Choć dojrzewanie wiąże się z odkrywaniem, iż świat nie jest czarno-biały, Carlo gwałtownie zrozumiał, iż pojęcia takie jak prawda, sprawiedliwość, czy przyjaźń mają głębsze, bardziej złożone znaczenie. To zrozumienie nie zawsze przychodziło mu łatwo, ale starał się je ogarnąć i odnaleźć własne miejsce w skomplikowanym świecie.
To, co w nim zawsze zaskakiwało, to jego niezwykła zdolność zadawania pytań, które miały sens. Zadając je, potrafił dostrzegać rzeczy, które umykały innym lub których inni nie chcieli dostrzec. Był jakby bardziej uważny i wrażliwy na to, co kryje się pod powierzchnią. To sprawiało, iż jego sposób postrzegania był wyjątkowy.
Krzysztof Tadej: Czy Carlo lubił opowieści o świętych?
Beata Anna Sperczyńska: Pierwszym świętym, którego razem przerabialiśmy, był św. Karol. Ja nie znałam jego historii, ale ktoś podarował Carlowi wersję opowieści o świętym dla dzieci i tak wszystko się zaczęło. Poznałam historię świętego, a Carlo zrozumiał, iż jego imię nie jest przypadkowe - to imię świętego, które otrzymał podczas chrztu, a nie tylko po dziadku. Historie świętych to kalejdoskop ludzkich postaw, wad, zalet i czynów. To doskonała lektura. Ci ludzie byli tacy sami jak my - błądzili, grzeszyli, nawracali się, modlili. Opowiadałam mu o heroizmie św. Joanny d'Arc, o jej odwadze i wierze. Z czasem Carlo zaczął interesować się św. Franciszkiem i to przerodziło się w prawdziwą pasję.
Krzysztof Tadej: Czym jest dla Pani kanonizacja Carla Acutisa?
Beata Anna Sperczyńska: Dla mnie jego kanonizacja to znak, iż świętość jest możliwa tu i teraz. Nie trzeba żyć wieki temu, nie trzeba być mnichem ani mistykiem. Można być zwykłym nastolatkiem w dżinsach, który codziennie chodzi na Mszę św., przegląda memy i programuje strony internetowe. Kanonizacja to ogromna nadzieja. Dla młodych - iż nie są za młodzi, by wierzyć naprawdę. Dla dorosłych - iż mogą uczyć się od dzieci. Dla nas wszystkich - iż świętość to nie coś odległego, ale droga, którą można iść codziennie.
Beata Anna Sperczyńska z małym Carlem (archiwum prywatne)
źródło: https://www.niedziela.pl/artykul/178401/nd/To-on-wybral-mnie
K
Święty z plecakiem
Niedziela Ogólnopolska 36/2025, str. 10 - 11

Carlo Acutis żył zaledwie 15 lat. Na jego pogrzeb przyszło tak dużo ludzi, iż nie zmieścili się w kościele. Żegnali go rodzina, przyjaciele, koledzy, ale również żebracy, bezdomni i uchodźcy, którym pomagał. 7 września zostanie kanonizowany w Watykanie przez papieża Leona XIV.
Szanował każdego poznanego człowieka. Nie lubił, jak ktoś źle mówił o innych. Po wyjściu z domu zawsze pozdrawiał dozorcę i osoby, które na ulicy prosiły o finansowe wsparcie. Swoje kieszonkowe przeznaczał dla najbardziej potrzebujących. Z ojcami kapucynami rozdawał posiłki tym, którzy spali na ulicy. Pocieszał chorych. Był wesołym, uśmiechniętym chłopcem, który codziennie uczestniczył we Mszy św. i przyjmował Komunię św. Często adorował Najświętszy Sakrament, odmawiał Różaniec, a kiedy przechodził koło jakiegoś kościoła, to zawsze do niego wstępował. Mówił, iż Eucharystia to jego autostrada do nieba. Przygotowywał wystawy i strony internetowe, np. o cudach eucharystycznych, dzięki którym ewangelizował ludzi w różnych krajach świata. Tak najkrócej można scharakteryzować nowego świętego - włoskiego chłopca Carla Acutisa.
Śmierć nie kończy życia
We wrześniu 2006 r. Carlo po wakacjach powrócił do szkoły. Był uczniem klasy humanistycznej w Instytucie Leona XIII w Mediolanie prowadzonym przez jezuitów. Dramat rozpoczął się 1 października. Mama Carla zobaczyła w jego oku małą czerwoną plamkę. Następnego dnia Carlo miał gorączkę i lekki ból gardła. Jego rodzice przypuszczali, iż zachorował na grypę, tak jak wielu uczniów z jego klasy. W tym dniu Carlo powiedział: "Ofiaruję swoje cierpienie za papieża, za Kościół i za to, żeby nie iść do czyśćca, tylko prosto do raju". Jego rodzice byli zdziwieni tymi słowami. W kolejnych dniach stan zdrowia Carla zaczął się gwałtownie pogarszać. 7 października chłopiec nie był w stanie się poruszać. Został zawieziony do kliniki w Mediolanie, gdzie gwałtownie zdiagnozowano chorobę. Była to białaczka typu M3, zwana też ostrą białaczką promielocytową. Komórko nowotworowe błyskawicznie się namnażały. Carlo trafił na oddział intensywnej terapii i korzystał z aparatu tlenowego. Później przewieziono go do szpitala we włoskim mieście Monza, który specjalizował się w leczeniu tego typu białaczki. Kiedy był wynoszony z karetki, spojrzał na mamę i powiedział: "Nie wyjdę stąd żywy, przygotuj się. Antonia Salzano Acutis, mama Carla, wspominała: "Nie chciał, żeby jego śmierć mnie zaskoczyła. Zapewnił, iż będzie mi dawał znaki z góry i iż nie powinnam się martwić. 11 października lekarze stwierdzili śmierć kliniczną, a następnego dnia rano poinformowali rodziców Carla, iż jego serce przestało bić. Zaledwie po 12 dniach od pierwszego objawu choroby zakończył życie.
Jego odejście rodziło pytania: Boże Wszechmogący, dlaczego zabrałeś tego chłopca, który czynił tak wiele dobra w wieku zaledwie 15 lat? Dlaczego nie mógł dalej żyć? Mama Carla Acutisa żyła w wielkim bólu po tej śmierci, ale znalazła pocieszenie w wierze, której jednym z podstawowych przesłań jest to, iż śmierć nie kończy życia, ale je zmienia. Antonia Salzano Acutis podkreśla, iż po śmierci syna uczyła się jego innej, nowej codzienności.
Już w trakcie pogrzebu Carla Acutisa kilka osób modliło się za jego wstawiennictwem do Boga. Później mówili, iż doznali cudu. Tak stwierdziła kobieta, która chorowała na raka piersi i odzyskała zdrowie oraz 40 - letnia mieszkanka Rzymu, która przyjechała na pogrzeb Carla, prosząc o pomoc, bo od lat nie mogła zajść w ciążę - po kilku dniach okazało się, iż jest w ciąży; urodziła córkę.
Chłopak w dżinsach
Śmierć Carla wywołała szok u wszystkich, którzy go znali. Wśród nich była Polka - Beata Anna Sperczyńska. Wyjątkowa osoba w życiu Carla. Była jego nianią. To ona opowiadała mu o Bogu, Matce Bożej, osobach świętych i zasadach wiary. Pani Beata podkreśla, iż warto skupić się na tym, iż Carlo był zwykłym chłopakiem w dżinsach, który potrafił żyć zgodnie z wartościami. Niania Carla opowiadała mu m.in. o Janie Pawle II, św. Franciszku, św. Karolu Boromeuszu, a także o Polsce. Przekazała mu obrazek Czarnej Madonny - Matki Bożej z Jasnej Góry.
Po rozmowach z panią Beatą mały Carlo zaczął dopytywać rodziców o sprawy wiary. "Carlo stawiał mi wiele pytań, ale moje braki i ignorancja były ogromne. Był dla mnie wybawcą, bo dzięki niemu rozpoczęła się moja wiara" - wspominała Antonina Salzano Acutis. I dodawała: "Zanim doszło do mojego pogłębienia wiary, uczestniczyłam we Mszy św. zaledwie trzy razy: w dniu chrztu, w czasie Pierwszej Komunii św. i w dniu ślubu. O mężu mogłabym powiedzieć to samo, choć za sprawą praktykujących rodziców częściej zdarzało mu się bywać w kościele. Nie byliśmy przeciwko wierze. Po prostu przywykliśmy do życia bez niej.
Inną osobą, która nawróciła się pod wpływem Carla, był Rajesh, który pochodził z jednej z najwyższych indyjskich kast. Przyjechał z Indii do Włoch i szukał pracy. Znalazł ją u państwa Acutisów, gdzie był pomocnikiem w domu. Wspominał, iż Carlo traktował go zawsze z szacunkiem, jak przyjaciela. "Carlo opowiadał mi, jaki jest sens Mszy św. Opowiadał o Jezusie i Matce Bożej. Poczułem, iż się nawracam w moim sercu. Był taki mały, a ja nie mogłem się nadziwić, iż jest dla mnie wzorem. Nawróciłem się z hinduizmu na katolicyzm" - opowiadał w wywiadach Rajesh Mohur.
Przesłania Carla
Carlo codziennie się modlił i rozmawiał z Jezusem. Mówił, iż wielu ludzi nie rozumie znaczenia Mszy św.: "Gdyby wszyscy zdawali sobie sprawę, jakim ogromnym szczęściem obdarzył nas Pan, dając nam pokarm, czyli Hostię św., chodziliby do kościoła codziennie, a nie zajmowali się niepotrzebnymi sprawami". Nie rozumiał, dlaczego stoją ogromne kolejki ludzi, którzy chcą kupić bilet na koncert lub na najnowszy film w kinie, a na Mszę św. przychodzi nieraz kilka osób. Zwracał uwagę, iż żyjąc dzisiaj, mamy o wiele więcej szczęścia niż ci, którzy 2 tys. lat temu mieszkali w Jerozolimie obok Jezusa. Dla niego było czymś oczywistym, iż Jezus jest wszędzie tam, gdzie jest tabernakulum. "Nam wystarczy, iż udamy się do najbliższego kościoła i spotkamy Boga. Mamy wówczas Jerozolimę u siebie" - podkreślał. Dlatego gdy wyjeżdżał z rodzicami poza Mediolan, dopytywał, gdzie w miejscu, do którego jechali, znajduje się najbliższy kościół.
Z wielu informacji o życiu Carla wynika, iż był bardzo skromnym, grzecznym i pokornym chłopcem. Nieraz mówił: "Nie ja, ale Bóg!". Stawiał Go na pierwszym miejscu. Był pod ogromnym wrażeniem napisu, który zobaczył przy wejściu do klasztoru sióstr klauzurowych: "Bóg mi wystarczy". I tak właśnie żył. Myśląc o przyszłości, spytał kiedyś swoją mamę, czy miałaby coś przeciwko temu, żeby został księdzem.

Idź do oryginalnego materiału