Kanonizacja Pier Giorgia Frassatiego odbiła się szerokim echem w katolickim świecie. Z każdym dniem coraz bardziej cieszę się z faktu, że, jako członek powołanego przez niego Towarzystwa Ciemnych Typów, mogłam być jej naocznym świadkiem tam, na miejscu, na Placu św. Piotra. Ale myślę też, iż tym samym Pan Bóg potwierdził, iż droga, którą prowadzę bierzmowanych w parafii księdza Niosącego Światło, jest dobra i słuszna. Z drugiej strony czuję ciążące na mnie brzemię, iż tak długo, jak to tylko będzie możliwe, powinnam opowiadać o nim i jego działalności innym osobom. Tak, wiem, najlepiej by było, gdybym w życiu starała się żyć tak jak on, ale to chyba jest niemożliwe.
W związku z kanonizacją tego młodego, ale pięknego człowieka, pojawiły się liczne artykuły przybliżające jego sylwetkę. Jednym z nich był ten zamieszczony w tygodniku "Niedziela", który wyszedł w dniu kanonizacji. Wydaje mi się, iż w miarę komplementarnie przedstawia życiorys Piotrka Jurka, jak w Towarzystwie Ciemnych Typów nazywamy nowego świętego.
Pier Giorgio od Ośmiu błogosławieństw
autor: Angelika Kawecka, Niedziela Ogólnopolska 36/2025, str. 14 - 15
Kościół ogłasza świętym młodego człowieka, który udowodnił, iż można żyć pełnią życia, mieć pasje, poczucie humoru i jednocześnie iść "ku górze" - w stronę Boga.
Pier Giorgio Frassati staje się od 7 września oficjalną inspiracją i orędownikiem dla tych, którzy nie chcą wybierać między wiarą a euforią codzienności. Kim był kanonizowany chłopak z Turynu i dlaczego dziś, sto lat od swojej śmierci, zachwyca tak wielu?
Modlitwa, działanie, ofiara
Pier Giorgio Frassati urodził się w 1901 roku w Turynie. Jego ojciec był wydawcą i senatorem, matka - artystką. Mimo dobrobytu w domu rodzinnym był wrażliwy na ludzką biedę i krzywdę. Studiował inżynierię, działał m.in. w Akcji Katolickiej i w Konfederacji św. Wincentego a Paulo. Kochał góry, sport, przyrodę i swoich przyjaciół. Większość kojarzy, jak wyglądał ten młody Włoch, z ikonicznego zdjęcia, na którym widzimy go stojącego na szczycie z fajką - symbolem jego euforii życia. Na odwrocie fotografii napisał słowa: Verso l'alto - "Ku górze", które stały się jego mottem - metaforą duchowej wspinaczki ku Bogu i dobru każdego dnia. Żył jak człowiek Ośmiu błogosławieństw - w duchu Ewangelii. "Życie bez wiary, bez dziedzictwa, którego się broni, bez podtrzymywania prawdy w nieustannej walce to nie jest życie, ale wegetacja" - napisał. "My nigdy nie powinniśmy wegetować, ale żyć!". Zmarł 4 lipca 1925 r. w wyniku zarażenia się polio podczas służenia chorym. Miał zaledwie 24 lata. Na jego pogrzeb przyszły tłumy ubogich, którym pomagał. Pożegnanie chłopca było swoistą manifestacją dobra. Jan Paweł II beatyfikował go w 1990 r., a 7 września br. Kościół ogłosi go świętym.
Wrażliwość, która porusza do dziś
Frassati był człowiekiem czynu, ale jego działanie wypływało z głębokiej modlitwy. Każdego dnia znajdował czas na Eucharystię i Różaniec, a jednocześnie nie zamykał się w kościele - wychodził na ulice, do chorych, do dzieci, do tych, którzy nie mieli nic. Jego duchowość miała bardzo praktyczny charakter. Mawiał: "Jezus odwiedza mnie co rano w Komunii, a ja odwdzięczam Mu się w najbiedniejszych, do których idę". Przyjaciele wspominali, iż choćby podczas największej zabawy czy wspinaczki górskiej umiał się nagle zatrzymać, by uklęknąć w ciszy i się modlić. Był "świętym zwyczajności" - nie potrzebował nadzwyczajnych objawień, by pokazać, iż świętość to styl życia pełen miłości, odwagi i bezinteresowności. Jednocześnie miał niezwykłe poczucie humoru - w gronie przyjaciół uchodził za duszę towarzystwa, potrafił żartować, bawić się i organizować wspólne wyprawy. Dzięki temu młodzi garnęli się do niego, bo widzieli w nim kogoś prawdziwego: wierzącego, a zarazem radosnego i bliskiego.
Krakowianka i spotkanie, które zmieniło życie
Paulina Małota poznała Frassatiego w 2016 r., podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Będąc na pierwszym roku dziennikarstwa, dołączyła do sekcji medialnej ŚDM. Dostała wówczas za zadanie opisać młodych patronujących obchodom - i tak wpadła na Włocha, który zmarł 4 lipca, w dniu jej urodzin. - Pochodził z bardzo bogatej rodziny, umarł bardzo młodo. To mnie poruszyło - wspomina. W tłumie pielgrzymów ze świata trafiła do ogrodu dominikanów, gdzie odbywało się wówczas spotkanie "Kawa z Frassatim". Kilka dni później pojawiła się na czuwaniu przy jego trumnie. - Modliłam się wtedy o przyjaciół, choć o jedną prawdziwą przyjaciółkę. I od tej chwili moje życie zaczęło się zmieniać. To nie był cud "na pstryknięcie palcem", ale krok po kroku Pan Bóg stawiał ludzi na mojej drodze - opowiada dziewczyna. - Frassati pojawił się w moim życiu nagle, ale towarzyszy mi do dziś - czasem blisko, czasem gdzieś w tle. Jego obecność przewróciła moje życie do góry nogami - wyznaje. Po latach pracy w Warszawie wróciła do rodzinnego Krakowa i postanowiła podzielić się sylwetką młodego świętego ze światem. - Widziałam w stolicy samotność; chciałam pokazać, iż prawdziwa przyjaźń jest możliwa. Moje książki o Frassatim są odpowiedzią na tę potrzebę - dodaje. Małota napisała Przewodnik po przyjaźni śladami Pier Giorgia Frassatiego (Wydawnictwo Pomoc) - interaktywną książkę wskazującą na wartość relacji oraz Pier Giorgio Frassati. Kwiatki i modlitwy (Wydawnictwo eSPe) - trzydzieści historii z życia świętego i trzydzieści modlitw inspirowanych jego życiem. Autorka chciała, aby jej publikacje "zaraziły" innych świętym chłopakiem z Turynu.
Wrażliwość, która porusza do dziś
Kanonizacja Pier Giorgia Frassatiego to symbol nadziei. W czasach, gdy młodemu pokoleniu brakuje wzorców, pojawia się święty, który potrafił bawić się z przyjaciółmi, działać na rzecz ubogich i jednocześnie iść w górę - w stronę Boga. Jego motto: Verso l'alto - "Ku górze" nie dotyczyło tylko wspinaczki; oznaczało codzienną, duchową wspinaczkę ku świętości A jego przesłanie brzmi dziś: świętość jest możliwa - w codzienności, z radością, pasją i wiarą. Papież Leon XIV ogłosi świętym tego samego dnia także bł. Carla Acutisa, wskazując młodym ludziom dwóch współczesnych orędowników, którzy przekonują, iż Ewangelia może być życiem - realnym i pociągającym. To właśnie Jan Paweł II podczas beatyfikacji nazwał Frassatiego "człowiekiem Ośmiu błogosławieństw", ponieważ całym życiem wcielał w czyn słowa Jezusa z Kazania na Górze: był ubogi duchem, miłosierny, pragnął sprawiedliwości, czynił pokój, cierpliwie znosił trudności. Wśród młodych cieszących się nowymi patronami w niebie jest także Paulina Małota, która wie, iż jej historia przyjaźni z Frassatim wkracza na nowy etap. Czy i Ty mógłbyś zaprzyjaźnić się z tym chłopakiem z górskiego szlaku z fajką?
Miałam cichą nadzieję, iż w magazynie, albo w jakimś innym źródle, znajdę jakiś aktualny wywiad dotyczący pierwszego z nowych świętych. Niestety, na nic takiego się nie natchnęłam. Natrafiłam jednak na archiwalny wywiad z siostrzenicą Pier Giorgia Frassatiego sprzed dwóch lat - 95-letnią wówczas Wandę Gawrońską. Być może dziwi Was jej polskie imię i nazwisko, skoro jej mama, siostra Pier Giorgia, była rodowitą Włoszką. Luciana Frassati wyszła jednak za polskiego dyplomatę, Jana Gawrońskiego. Mało tego, przez pewien czas mieszkała choćby w naszym kraju. Stąd imię i nazwisko jej córki. Myślę, iż warto przy tej notatce przywołać ten wywiad, który rzuca nieco więcej światła na postać jej świętego wujka, którego znała tylko z opowiadań bliskich. Na szczęście te opowiadania w dalszym ciągu w niej są, pomimo upływu lat.
"Miał wady, ale pięknie kochał" - wywiad z siostrzenicą bł. P. G. Frassatiego
Niedziela Ogólnopolska (2023 r.)
![]() |
| Bł. (właściwie to już święty) Pier Giorgio Frassati (Luciana Frassati / Wikipedia) |
Izabela Hryciuk: Mówi się, iż Pier Giorgio miał trudne relacje z ojcem. Czy wiadomo, jak ojciec przeżył śmierć syna?
Wanda Gawrońska: Po śmierci Pier Giorgia ojciec już nigdy nie potrafił wypowiedzieć jego imienia. Mówił o nim: "ten, którego już nie ma". Nie chciał też widzieć żadnych fotografii - tak bardzo bolała go śmierć syna. Czasem mówi się, iż Pier Giorgio miał z ojcem same starcia, ale to nie jest do końca prawda. Wujek cenił swojego ojca, Alfreda. Mój dziadek, a jego tata, był za młodu człowiekiem wierzącym. Później faktycznie odsunął się od wiary, ale nigdy nie był przeciwko Kościołowi. W domu była bardzo duża dyscyplina, ale myślę, iż oprócz Bożej łaski, to właśnie wychowanie pomogło Pier Giorgiowi w kształtowaniu charakteru i silnej woli. To są wartości, o których dzisiaj bardzo mało się mówi. Pier Giorgio w listach do swoich kolegów wiele razy prosił o modlitwę w intencji wzmocnienia swojej woli, aby była posłuszna Bożym planom. Na pewno trudnym doświadczeniem była dla niego decyzja ojca o jego pracy w "La Stampe". Ojciec Pier Giorgia był właścicielem "La Stampy" i zdecydował, iż Pier Giorgio, jako jedyny mężczyzna w rodzinie, będzie w niej pracował. Tej wiadomości nie chciał jednak przekazać synowi osobiście, dlatego wysłał do niego swojego kolegę. Pier Giorgio ze łzami w oczach i z rozdartym sercem odpowiedział, iż jeżeli ojciec naprawdę tego chce, to jest w stanie to dla niego zrobić. To było dla niego bardzo trudne. Pier Giorgio marzył o pracy z ludźmi, a nagle miał zostać pracownikiem administracji, liczyć pieniądze i rządzić firmą. Na szczęście Pan Bóg oszczędził mu tego trudu i po trzech miesiącach zabrał do siebie. Wracając do Alfreda, nie można powiedzieć, iż Pier Giorgio miał z nim złą relację. Mimo, iż różniły ich pewne poglądy, to mój wujek wiele od swojego ojca się nauczył. Alfred kładł nacisk na wierność obowiązkom, miłość do ojczyzny oraz odpowiedzialność społeczną. Był bardziej związany z polityką i państwem niż z wiarą i kościołem, ale to nadało Pier Giorgiowi pewien kręgosłup. On sam z kolei swój życiowy program całkowicie związał z Chrystusem.
![]() |
| Wanda Gawrońska (archiwum prywatne autorki) |
Izabela Hryciuk: Jaki to był program?
Wanda Gawrońska: Pier Giorgio w życiu codziennym i we wszystkim co robił zawsze był złączony z Bogiem. Bardzo często chodził na nocną adorację, a kiedy był w górach, szedł tam choćby z nartami. W jednym z listów pisał, jakim szczęściem jest być katolikiem i jakim nieszczęściem jest życie bez wiary. Życie bez codziennej walki o prawdę traktował jako wegetację. Jednocześnie Pier Giorgio kochał życie. To jest dla niego program: aktywne życie przepełnione wiarą, zaangażowanie w wiele inicjatyw i walka o prawdę. Pier Giorgio był przekonany, iż jako chrześcijanie mamy największą miłość. Pisał: "Mamy najpiękniejszą miłość, która jest głoszona przez św. Pawła - ta może być moim programem na całe moje życie, choćby mnie to kosztowało całe życie ziemskie".
Izabela Hryciuk: Czyli można powiedzieć, iż życie Pier Giorgia to miłość do Boga i miłość do człowieka?
Wanda Gawrońska: Ależ tak! Pier Giorgio często powtarzał, iż prócz wiary najważniejsze sprawy to miłość rodzinna i przyjaźnie. W listach pisał o tym bardzo często i realizował to w swoim życiu. Kiedy zbliżał się koniec studiów, a Pier Giorgio martwił się, iż relacje z przyjaciółmi osłabną, założył z nimi grupę "Tipi Loschi", czyli "Ciemne Typy". Ich motto brzmiało: "Jest nas mało, ale jesteśmy dobrzy, jak makaron". Mieli pseudonimy wzorowane na bohaterach Rewolucji Francuskiej, z tym wyjątkiem, iż byli bardzo wierzący. Wuj podpisywał się: "Oddany w Chrystusie, Robespierre". Miał naprawdę spore poczucie humoru. Mimo iż zaznał w swoim życiu cierpienia, to naprawdę cenił radość. Pier Giorgio uważał, iż przyjaźń, podobnie jak wiara, jest silnie związana z radością. Podobnie jak starał się budować relację w oparciu o euforia i poprzez radość, tak samo podchodził do wiary: powtarzał, iż wiara może zostać przekazana tylko przez radość.
Izabela Hryciuk: Pier Giorgio w swoich listach pisał sporo o egzaminach. Zdaje się, iż nauka sprawiała mu wiele trudu.
Wanda Gawrońska: Problem polegał na tym, iż wuj angażował się w bardzo wiele rzeczy poza nauką. Dlatego egzaminy były dla niego czarną chmurą nad głową. On traktował naukę jako drogę zrozumienia danego środowiska i dotarcia do niego, a nie jako materię, w której może gromadzić dobre oceny. Dla przykładu, Pier Giorgio wybrał politechnikę nie po to, by po prostu zostać inżynierem, ale dlatego, iż chciał żyć wśród górników. Pragnął być jednym z nich, bo uważał, iż mają najtrudniejsze życie. Kochał góry i lubił odpoczywać ponad ziemią, ale swoją misję widział pod ziemią. Poza tym interesował się minerałami. Kiedy chodził po górach, zawsze zbierał kamienie. Natomiast do obliczeń czy spraw matematycznych, absolutnie nie miał smykałki.
![]() |
| Towarzystwo Ciemnych Typów. Pier Giorgio Frassati z przyjaciółmi (archiwum rodzinne) |
Izabela Hryciuk: Bardzo często przedstawia się Pier Giorgia jako miłośnika gór. Ale wędrówki nie były chyba jego jedyną pasją?
Wanda Gawrońska: Dokładnie tak. Amerykańska młodzież powiedziała mi niedawno, iż za dużo mówi się o Pier Giorgiu, który chodził po górach, a za mało się mówi o jego miłosierdziu. Jego znakiem rozpoznawczym było miłosierdzie. Był pełen miłosierdzia dla wszystkich człowieka. Biedni, którymi się zajmował mogli liczyć na niego we wszystkim. Dla nich szukał pracy, a dla ich dzieci szkół. Nieraz chodził na żebranie, aby uzbierać pieniądze na ubranie chrzcielne dla dziecka z biedniejszej rodziny. W piątkowy wieczór przed śmiercią, przypomniał sobie, iż miał w kieszeni od kurtki jakieś zastrzyki oraz kartkę z informacją o pierścionku ślubnym oddanym do lombardu. Pier Giorgio obiecał te leki jednemu biednemu, a drugiemu powiedział, iż zapłaci właścicielowi lombardu w celu oddalenia terminu sprzedaży pierścionka, aby tamten biedny człowiek zdążył go odzyskać. Przypomniał sobie o tym tuż przed śmiercią i poprosił mamę, żeby możliwie jak najszybciej wysłać te zastrzyki i załatwić sprawę w lombardzie. Jego mama zaproponowała mu, iż może napisać do nich kartkę z informacją, ale Pier Giorgio bardzo chciał zrobić to sam. Kartka jest napisana prawie sparaliżowaną ręką. Jego miłość do bliźniego była naprawdę niezwykła. choćby w ostatnich godzinach życia myślał o drugim człowieku. Przychodzi mi na myśl jeszcze jeden przykład, który obrazuje jego miłość bliźniego. Najlepszy przyjaciel Pier Giorgia napisał list, iż przyjeżdża na weekend do rodziny w Turynie. Pier Giorgio odpisał mu, iż bardzo się cieszy i iż będzie na niego czekać na stacji. Spotkanie z przyjacielem to była dla niego ogromna radość. W trakcie podróży Marco dostrzegł jednak Pier Giorgia wchodzącego do jego pociągu na stacji przed Turynem. Zdziwiony spytał Pier Giorgia, dlaczego wszedł do tego pociągu, a ten odpowiedział, iż nie chciał zabierać mu czasu z rodziną, więc postanowił wsiąść wcześniej, by porozmawiać w czasie podróży. To jest właśnie Pier Giorgio, który myśli o przyjacielu i jego rodzinie. Był w swojej miłości człowiekiem pomysłowym i jednocześnie bardzo praktycznym. Jego miłość objawiała się w czynach.
Izabela Hryciuk: Czy Pier Giorgio rozważał obranie drogi kapłańskiej?
Wanda Gawrońska: Kiedyś powiedziałam, iż gdyby Pier Giorgio żył dzisiaj, to pewnie byłby księdzem. Wtedy jednak swoje powołanie do życia blisko Boga i blisko człowieka najlepiej mógł zrealizować jako świecki. Pier Giorgio o kilkadziesiąt lat antycypować podkreślenie roli świeckich w Kościele. W tamtych czasach było to zupełnie nie do pomyślenia, by świecki mógł zostać świętym albo żeby kapłan żył tak blisko świeckich, jak dziś. W tym miejscu warto przytoczyć pewien wątek. Ojciec Pier Giorgia od razu po wojnie, w 1921 roku został ambasadorem Włoch w Berlinie, więc Pier Giorgio często tam jeździł. W pewnym okresie poszukiwał jakiejś rodziny, gdzie mógłby zamieszkać, aby uczyć się niemieckiego. Znajomy ksiądz polecił mu rodzinę Rahnerów i faktycznie udało mu się do nich przyjeżdżać. Tam Pier Giorgio poznał młodego Karla Rahnera. Miał wtedy 21 lat, a Karl miał lat 18. Biografowie Rahnera pisali po latach, iż wielki wpływ wywarł na niego w wieku studenckim właśnie Pier Giorgio Frassati jako apostoł świata studentów, tercjarz dominikański i zwolennik codziennej Komunii Świętej. Jest jedno świadectwo matki Rahnera o tym, czy Pier Giorgio chciał być księdzem. Kiedy widziała, jak wiele się modlił i iż co dzień chodzi na Mszę świętą oraz do Komunii, spytała go wprost, czy myśli o kapłaństwie. Wówczas Pier Giorgio odpowiedział, iż gdyby mieszkał w Niemczech to może i wstąpiłby do seminarium, ale żyjąc we Włoszech, czuje się dużo bliżej ludzi jako świecki. Niedawno odkryłam tekst Karla Rahnera z lat 70-tych, w którym pisze, iż Pier Giorgio koniecznie musi zostać beatyfikowany, bo to jest pierwszy święty, który żyje w świecie. Przedtem było takie myślenie, iż aby zostać świętym, trzeba oddalić się od "grzesznego świata", a święci powinni żyć i modlić się w samotności. Pier Giorgio był jednym z pierwszych, który żył w świecie na sto procent, a przy tym był prawdziwym chrześcijaninem i prawdziwym człowiekiem. To były jego dwie komplementarne tożsamości. Jedna nie zawadzała drugiej. Jego życie chrześcijańskie, mimo iż żył w świecie, nie doznało uszczerbku. Mawiał, iż świat jest piękny, skoro został stworzony przez Boga.
![]() |
| Wanda Gawrońska (Włodzimierz Rędzioch) |
Izabela Hryciuk: Jakie marzenia i jakie wady miał bł. Pier Giorgio Frassati?
Wanda Gawrońska: W jednym z listów Pier Giorgio napisał, iż jego jedynym marzeniem jest głosić miłość Chrystusa niezależnie od powołania. A jeżeli chodzi o wady, to miał ich całą masę! Wśród znajomych i w rodzinie mówiliśmy, iż Pier Giorgio miał twardą głowę. Po włosku nazywamy to "la testa dura". Poza tym nie zawsze dbał o siebie. Wieczorami długo się modlił i często znajdowano go rano śpiącego z różańcem w ręku obok łóżka. Jego mama często upominała go, aby się wysypiał oraz prosiła, żeby się golił i żeby żył spokojniej.
Izabela Hryciuk: Mówiliśmy wcześniej o relacji Pier Giorgia z ojcem. Wiemy jednak, iż miał bliską więź ze swoją siostrą, a Pani matką, Lucianą. Postać Luciany staje się dziś coraz bardziej znana. Na krakowskim Ruczaju jest choćby ulica Luciany Frassati-Gawrońskiej. Jak opisałaby Pani relację Pier Giorgia z siostrą?
Wanda Gawrońska: Jako rodzeństwo mieli naprawdę cudowną relację. Od dziecka byli bardzo złączeni: pomiędzy nimi był tylko rok różnicy. Wspólnie wychowywani byli w bardzo wymagający sposób, ale wzajemnie byli dla siebie pociechą. Razem bronili się przed rygorem ojca. Pier Giorgio nie tylko kochał Lucianę jak siostrę, ale oni też się zaprzyjaźnili w dzieciństwie. To była wielka przyjaźń. Gdy Luciana planowała wyjazd na stałe, Pier Giorgio powiedział jej, iż musi zostać w rodzinie, bo ma nadzieję, iż dzięki temu rodzice się nie rozejdą. Został sam z kłócącymi się rodzicami, a do tego miał do zdania jeszcze dwa egzaminy na uczelni. Wtedy też Luciana dowiedziała się o jego zakochaniu w jednej dziewczynie. Poprosił ją o radę, czy ma coś mówić rodzicom. Często się u niej radził. Jest piękny list, który napisał Pier Giorgio, gdy jego siostra wyszła za mąż w styczniu 1925 roku. Kiedy Luciana wyjeżdżała, Pier Giorgio przeżywał trudne momenty w swoim życiu. Został sam z wieloma wyzwaniami: zakochanie, plany na przyszłość, rodzice bliscy rozwodu. Gdy Pier Giorgio odprowadzał Lucianę na stację kolejową, był naprawdę w złym stanie. Zaczął głęboko szlochać. Luciana wsiadła do pociągu, ale w trakcie podróży zdecydowała się podjechać tylko do Mediolanu, aby móc porozmawiać z bratem jeszcze przez chwilę. Pier Giorgio dojechał do Mediolanu i spędzili ze sobą jeszcze jakiś czas. Luciana napisała potem list do brata, pytając go, czy wciąż tkwi w smutku. Piękna jest odpowiedź Pier Giorgia, który pisze o tym, iż wiara daje mu siłę w cierpieniu, a jego przeżywanie z Bogiem jest piękne, bo wzmacnia człowieka i jego wiarę.
Izabela Hryciuk: Mówi się, iż Pier Giorgio był przyjacielem świętych. Jak to wyglądało w codzienności?
Wanda Gawrońska: Opisując życiorys Pier Giorgia, jego najlepszy przyjaciel Marco podkreśla, iż nie można zrozumieć w pełni jego życia bez jego bardzo głębokiego przywiązania do Maryi. W Turynie jest piękny kościół Matki Bożej Pocieszenia, do której Pier Giorgio miał wielkie nabożeństwo. Z kolei koło Pollone w Piemoncie, gdzie moi dziadkowie mieli letnią rezydencję, w miasteczku Oropa, jest znane sanktuarium maryjne. Pier Giorgio chodził tam pieszo. Czy był śnieg, czy nie, przynosił Maryi kwiaty. Do tego ważna była dla niego modlitwa różańcowa. Odmawiał ją codziennie i zawsze miał różaniec w kieszeni. Mówił, iż Maryja zbliża go do Chrystusa i do świętych. Pier Giorgio od trzynastego roku życia przyjmował Komunię Świętą co dzień, a w tamtych czasach przyjmowano ją dwa razy do roku. Miał też swoich ulubionych patronów. Byli to św. Paweł, św. Augustyn i św. Katarzyna ze Sienny, której obrazek był przy łóżku. Gdy moja mama została magistrem, w prezencie podarował jej właśnie życiorys Katarzyny.
Izabela Hryciuk: Mimo iż Pier Giorgio kochał modlitwę i przyjaźnił się ze świętymi, to wiemy, iż nie żył z głową w chmurach, czyż nie?
Wanda Gawrońska: Pier Giorgio będąc gorliwie wierzącym, jednocześnie był bardzo świadomy społecznie. Gdy czyta się list, który w wieku 22 lat napisał do Niemców, to naprawdę można być onieśmielonym jego charakterem. On nie bał się opowiedzieć po adekwatnej stronie. Był bardzo odważny. W wieku 22 lat uczestniczył w zebraniach robotników i zawsze ich bronił. Należał też do ruchu "Pax Romana". Był to ruch studencki modlący się o pokój. Ileż dobrego zdziałał jeżdżąc do Niemiec, gdy jego ojciec był ambasadorem! Ileż on zrobił, aby studentów niemieckich sprowadzać do Włoch w celu budowania przyjaźni opartej na pokoju! Po jego śmierci wiele osób nadsyłało listy i telegramy, pisząc zarówno z salonów politycznych, jak i z przytułków dla bezdomnych. choćby sam Filippo Turati, parlamentarzysta i założyciel Włoskiej Partii Socjalistycznej napisał piękny artykuł o tytule "Pier Giorgio był prawdziwym mężczyzną".
Izabela Hryciuk: Jak rodził się kult Pier Giorgia?
Wanda Gawrońska: Zaledwie kilka lat po jego śmierci we włoskich parafiach było blisko tysiąc kół imienia Pier Giorgia. W klubach Akcji Katolickiej wisiały jego portrety. W jednym z artykułów można przeczytać, iż po śmierci jego imiona zaczęto nadawać przy chrzcie wielu dzieciom. Na beatyfikacji Pier Giorgia w w1990 roku obecny był prezydent i cały rząd włoski. Wszyscy przyszli oficjalnie, w mundurach. Większość z nich od dziecka była bowiem, jak mawiamy we Włoszech, "wychowywana na Pier Giorgiu". Co ciekawe, brat naszego prezydenta Sergio Mattarelli, miał być nazwany imieniem Pier Giorgio, ale ostatecznie, jakby proroczo, nadano mu imię Piersanti...
Izabela Hryciuk: Wspominała Pani o beatyfikacji Pier Giorgia w 1990 roku. Wiemy, iż dokonał jej św. Jan Paweł II. Jakie były związki Karola Wojtyły z bł. Frassatim?
Wanda Gawrońska: U krakowskich dominikanów zorganizowałam w 1977 roku wystawę o Pier Giorgiu. To były czasy komunistyczne. Wystawa odbywała się w krużgankach i przyszedł ją otworzyć kardynał Karol Wojtyła. Było bardzo dużo młodych ludzi. Podczas Mszy świętej kardynał Wojtyła mówił kazanie. Wraz z mamą, Lucianą, siedziałyśmy przy ołtarzu. Początkowo Karol Wojtyła kilka mówił o moim wujku, ale pod koniec Mszy powiedział: "Popatrzcie, jak wyglądał człowiek ośmiu błogosławieństw!". Dodał, iż Pier Giorgio umarł młodo, jak często umierają święci. Pier Giorgio nie był jeszcze błogosławionym, ale mówi się, iż w tych słowach Wojtyła kanonizował go wtedy w sercu jeszcze jako kardynał. Później, w 1978 w Turynie, razem z wystawieniem całunu, zorganizowano kolejną wystawę o Pier Giorgiu. Zapytano mnie czy nie mam pomysłu na jakiś dobry tytuł. Opowiedziałam więc o kardynale Wojtyle z Krakowa, który nazwał Pier Giorgia "Człowiekiem Ośmiu Błogosławieństw". Dzięki temu zatytułowano wydarzenie słowami kardynała z Krakowa, podpisując to określenie jego nazwiskiem. W ten sposób ludzie poznawali nie tylko Pier Giorgia, ale pytali też, kim jest ten kardynał Wojtyła. A to było lato 1978 roku, na kilka miesięcy przed jego wyborem na papieża. Z kolei jako papież, Wojtyła często dawał przykład Pier Giorgia w swoich przemówieniach. W czasie otwarcia centrum młodzieżowego San Lorenzo w Rzymie powiedział do młodych, iż oprócz św. Franciszka chciałby dać im przykład bliższy naszym czasom i powiedział właśnie o Pier Giorgiu. Dwa lata później, na stadionie w Rzymie, mówił o nim do sportowców z całego świata. Warto dodać, iż słowa o moim wujku dopowiedział sam od siebie, pod koniec, spontanicznie. Nie było ich w oficjalnych tekstach przygotowanych do druku przed uroczystością. Kiedy tylko wydano dekret o heroiczności cnót Pier Giorgia, Jan Paweł II nawiedził jego grób w Pollone i modlił się przy nim ponad 20 minut. Później powiedział do mieszkańców, iż jako młody student był pod dużym wpływem przykładu Pier Giorgia.
Izabela Hryciuk: Czy ma Pani osobiste wspomnienia ze św. Janem Pawłem II?
Wanda Gawrońska: Kiedy Karol Wojtyła został wybrany na papieża, byłam na Placu Św. Piotra wraz z moją siostrą oraz z Jerzym Turowskim. Gdy pojawił się biały dym, pomyślałam, iż może uda mi się podejść bliżej balkonu, ponieważ mój brat pracował we włoskiej telewizji. Jerzy Turowicz i moja siostra zdecydowali się pozostać na Placu, a ja miałam miejsce przy wieży telewizyjnej. Kiedy usłyszałam łacińską wersję imienia "Carlum", zaczęłam krzyczeć po włosku: "E polacco!" czyli: "To Polak!". Okazało się, iż mój głos słychać w nagraniu transmisji telewizyjnej, a moja druga siostra, która podczas wyboru papieża była w mieszkaniu, także słyszała moje krzyki. Później z euforii chodziłam po Rzymie dosłownie jak pijana.
Izabela Hryciuk: Jak w kilku zdaniach opisałaby Pani swoje życie?
Wanda Gawrońska: Mam takie cudowne życie, iż mimo wieku 95 lat wcale mi się nie chce umierać. Pier Giorgio mówił, iż dzień jego śmierci będzie najpiękniejszym momentem jego życia. Moje podejście jest z kolei takie, iż skoro Pan Bóg daje nam cudowny świat, to chętnie włączyłabym się jeszcze w wiele spraw. Ileż dobrych rzeczy pozostało do zrobienia!
Izabela Hryciuk: Czy mogłaby Pani podzielić się jakąś inspiracją ze współczesną młodzieżą?
Wanda Gawrońska: Miej pasje i nie bój się poświęcić jakiemuś dziełu.
Izabela Hryciuk: Jako córka Włoszki i Polaka czuje się Pani bardziej Polką czy bardziej Włoszką?
Wanda Gawrońska: Powiem tak: jak jest mecz Polska-Włochy, to jestem za Włochami. We wszystkim innym jestem za Polską.
Izabela Hryciuk: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Tak wracając do Towarzystwa Ciemnych Typów to marzy mi się, aby każda diecezja posiadała co najmniej jeden jego oddział. Dlaczego? Jak dla mnie jest to bardzo interesujący sposób na zaktywizowanie młodzieży, ale nie tylko, bo do Towarzystwa można należeć w każdym wieku. Np. my w K-cach raz na miesiąc, dwa miesiące wyruszamy wspólnie na wyprawy w góry, gdzie nie tylko obcujemy z przyrodą, ale też poznajemy się wzajemnie i modlimy dziesiątką różańca na pięciu przystankach po drodze. Jedynym wymogiem jest odmawianie każdego dnia modlitwy "Pod Twoją obronę" w intencji członków Towarzystwa, rozsianych adekwatnie po całym świecie. To jest do ogarnięcia...












