2231. Jan Bosko XXI wieku

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 2 miesięcy temu
Jakiś czas temu pisałam o nawiązaniu na nowo znajomości, czy też jej odnowieniu, z jednym z moich ulubionych księży posługujących w mojej parafii - księdzem Wojtkiem. Niegdyś opiekunem naszego Oratorium, który tych 15 lat temu uwierzył w małego, kalekiego, ciągle pozostającego w tyle za całym peletonem, nie zawsze potrafiącego się wysłowić Lolka i jak gdyby nigdy nic ustanowił go animatorem, na równi z pełnosprawnymi członkami wspólnoty. Dla innych to nic, dla mnie bardzo dużo. Z późniejszymi kapłanami posługującymi w parafii miałam raczej neutralne stosunki. Kolejni opiekunowie Oratorium, słysząc iż jestem animatorem, dopuszczali mnie do posługiwania w nim, choćby kiedy nie do końca wierzyli w to, iż mogę. No, ale inni animatorzy wstawiali się za mną, więc było ok. No, może większą "miłością" darzyłam opiekuna scholi, księdza Franklina, no ale do reszty miałam życzliwy stosunek, życząc im jak najlepiej.
W 2016 roku, tuż po Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie, mieliśmy zmianę na stanowisku proboszcza. Po trzech latach odszedł ksiądz Grigorii, a w jego miejsce przyszedł młodziutki, zaledwie 43 letni ksiądz Jan. Kogoś mogłoby dziwić, iż tak młody kapłan został powołany na proboszcza. Tymczasem na swojej poprzedniej placówce też piastował ten urząd, który został mu powierzony w wieku 37 lat i w 8 roku kapłaństwa. Nieźle, co?
Powitanie i zaprzysiężenie księdza Jana
Już podczas swojego pierwszego expose powiadomił w żartach parafian, iż mama ich miała czwórkę - dwie siostry założyły rodziny, a on z bratem bliźniakiem, obecnym zresztą na zaprzysiężeniu, wybrali życie zakonne - jeden jako salezjanin, a drugi w zakonie jezuickim. Nie będę ukrywała, ze od początku ujął mnie swoją szczerością, bezpośredniością oraz uśmiechem.
Był z nami zaledwie rok, ale swoją postawą pokazywał, iż zakon który wybrał to naprawdę jego powołanie. Widać było, iż lubi pracę z dziećmi chociażby w zaangażowaniu i pomocy w prowadzeniu sobotnich zajęć oraz półkolonii. Raz choćby mnie zastępował, kiedy musiałam jechać do Krakowa coś zdawać na uczelni. Tak po prostu, bez publicznego "ale". Można? Można. Zresztą współtworzył też roczne plany pracy Oratorium (1. wtedy dotyczył on błogosławionej Piątki Poznańskiej, 2. Czy ktoś jeszcze je u nas pisze? - pytanie retoryczner) oraz programy półkolonii. Pamiętam też jak przyszedł do nas na wspólnotową Wigilię Oratorium i prowadził z nami normalne rozmowy, aby jeszcze lepiej poznać każdego z animatorów. Dofinansowywał nam też wyjazdy na Oratoriady i Szkoły Animatora Salezjańskiego, a także nasze wypady w góry. Wiadomo, iż nie to jest najważniejsze, ale pokazuje, iż życie i sprawy młodzieży były dla niego ważne.
Na zimowych półkoloniach
Wigilia
Ze scholą też żył w zgodzie. adekwatnie już na początku jego kadencji obchodziliśmy uroczyście 10-cio lecie naszego istnienia. Ksiądz Jan, chociaż nie zdążył jeszcze nas poznać (to był dopiero koniec września, drugi miesiąc jego obecności u nas), odprawił dla nas Mszę świętą rocznicową. Miałam w niej zaszczyt zanieść kwiaty w procesji z darami. A potem ochoczo ustawił się z nami do pamiątkowego zdjęcia.
Patrzę na to zdjęcie i zastanawiam się, gdzie się podziali ci wszyscy ludzie. Przecież teraz w scholi śpiewa zaledwie parę osób
Przystawał też na nasze propozycje ożywienia życia parafialnego. Tu akademia z okazji rocznicy wyboru Karola Wojtyły na papieża, tam rozważania różańcowe prowadzone przez scholę, to znowu Koncert kolęd i pastorałek, czy też rozważania Drogi Krzyżowej. Bardzo mnie cieszyło, iż włączał mnie w przygotowania różnych nabożeństw poprzez napisanie do nich tekstów. Niby nic, a naprawdę czułam się członkiem wspólnoty. Przez tamten czas bardzo rozwinęłam warsztat pisarski i chyba najbardziej systematyczne prowadziłam parafialną kronikę.
Z samym księdzem Janem bardzo gwałtownie znalazłam wspólny język. Średnio raz w tygodniu spotykaliśmy się jako zespół, aby omówić bieżące sprawy Oratorium. Ale wiadomo, iż tematy rozmów spadały też na prywatne tematy. Ksiądz Jan żywo interesował się naszym prywatnym życiem, tym, jak spędzamy nasz wolny czas, jakie mamy zainteresowania. Wyrażał szczere uznanie tym, iż studiuję w Krakowie i codziennie do niego dojeżdżam, iż mimo wszystko byłam wolontariuszem na Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie. To z nim jechałam w samochodzie najpierw na święcenia kapłańskie Boskiego Oskiego do Wrocławia, a potem naszego parafianina Paula do S-ca.
Wtedy jeszcze dało się zrobić ognisko dla młodzieży z parafii
Przez rok zrobił dużo, zwłaszcza formacyjnie. Dużo miał też planów na przyszłość, m.in. chciał zrobić jakieś wycieczki dla parafii (a ja miałam mu pomóc w ich przygotowaniu), myśleliśmy o wznowieniu gazetki parafialnej, o wyjazdach dla młodzieży w góry. Przełożeni mieli jednak dla księdza Jana inne plany i odwołali go z naszej parafii. Miałam to szczęście, iż mogłam go pożegnać w imieniu animatorów z Oratorium.
O księdzu Janie pamiętam w moich modlitwach oraz odmawiam w jego intencji różaniec w poniedziałek (ponieważ wniósł w moje życie wiele radości). Ostatnio jednak chciałam dowiedzieć się, co u niego słychać, tak po prostu. Z internetu dowiedziałam się, iż jest proboszczem w niewielkiej parafii w diecezji lednickiej. Ma ta niewielu parafian, iż jest na niej jedynym kapłanem. Za to pod jego parafię podlega kilka wsi i dwa kościoły filiowe. Z tego co wyczytałam, to w głównym ma w niedziele dwie Msze, w filiowych po jednej. W tygodniu podzielił Msze po dwie w każdym kościele. Poza tym remontuje na bieżąco świątynie, dokupuje wyposażenie, remontuje też Oratorium, organizuje dla parafian pielgrzymki dalsze i bliższe, prowadzi katechezę przed Pierwszą Komunią Świętą i bierzmowaniem, prowadzi też Krąg Biblijny oraz spotkania formacyjne dla ministrantów oraz animatorów. Jest odpowiedzialny za stronę internetową parafii oraz facebooka, na których wraz z młodzieżą umieszcza informację. I jeszcze znajduje czas, aby poprowadzić dla dzieci w sobotę Oratorium czy też zorganizować im półkolonie, albo wziąć udział w lokalnym biegu ulicznym. Kiedy on znajduje na to czas - nie wiem. Ale przy takiej petardzie czuję, jak kilka robię.
Patrzyłam na to wszystko z mieszanymi uczuciami. Cieszyłam się, iż ksiądz Jan wykorzystał daną mu szansę i tak pięknie wykorzystał talenty, jakimi obdarzył go Bóg. Ale z drugiej strony pojawia się to nieprzyjemne uczucie zazdrości i pytanie: dlaczego u nas nie może być podobnie? Dlaczego proboszcz nie potrafi wykorzystać posiadanych zasobów (i nie chodzi mi o mnie)? Niby jest opiekunem Oratorium, ale jest ono po prostu zamknięte. Bez sensu. adekwatnie wszyscy ci, którym zależało na Oratorium poszli do S-ca. Tamtejszy opiekun bardzo się z tego cieszy, ale niesmak pozostaje. W ogóle on chciał rozkręcić Oratorium, kiedy był u nas, ale proboszcz nie dość, iż się nie zgodził, to jeszcze doprowadził do przeniesienia księdza Jacka na inną placówkę. Tylko dlatego, iż się jąkał, kiedy się stresował... To gdzie ja mam walczyć z takim człowiekiem? Z góry jestem skazana na porażkę.
Wiecie, mam taką nieodpartą chęć nawiązać kontakt z księdzem Janem. Choćby po to, aby mu powiedzieć, iż jestem dumna, iż go poznałam. I iż może o sobie myśleć, jako o salezjaninie przez duże "S". Jak dla mnie to realizuje on salezjański charyzmat w 100% poprzez to, co i ile robi. Jak dla mnie jest takim współczesnym Janem Bosko. Na razie brakuje mi ku temu odwagi, ale może w końcu zdecyduję się na tego meila.
Idź do oryginalnego materiału