W pierwszą niedzielę po Wielkanocy, tzw. Niedzielę Bożego Miłosierdzia, Duszpasterstwo Akademickie "Centrum" spotkało się w siedzibie "Gościa Niedzielnego" na śniadaniu wielkanocnym. Dosłownie, bo spotkanie miało miejsce o 9 rano, tak aby wszyscy mogli na spokojnie na nie dojechać.
Na spotkanie każdy z nas miał coś przygotować. Ja zdeklarowałam się na ciasto. Rok temu zrobiłam mazurek, który zrobił furorę, w tym roku też postawiłam na ten wypiek, który już się sprawdził. A iż było nas trochę (chociaż nie tak dużo, jak na Wigilii), toteż na stole pojawiły się same pyszności.

W Wigilię Paschalną w Archikatedrze Katowickiej chrzest, pierwszą Komunię i bierzmowanie przyjął przygotowujący się w naszej wspólnocie katechumen - Marcin. Śniadanie było zarazem zwieńczeniem jego "Białego Tygodnia". Na pamiątkę tego wydarzenia dostał akt specjalnego błogosławieństwa podpisanego przez, świętej pamięci już, papieża Franciszka. To takie coś w rodzaju naszych obrazków z dnia Pierwszej Komunii Świętej. A poza tym mieliśmy czas na rozmowy, na wspominanie, na podzielenie się z innymi swoimi uwagami i spostrzeżeniami.

A potem uczestniczyliśmy w Mszy świętej sprawowanej w naszej akademickiej krypcie przez 91-letniego biskupa-seniora archidiecezji katowickiej, Damiana Zimonia. Tradycyjnie już wzruszyła mnie sekwencja wielkanocna, tym razem razem w wersji łacińskiej, która bardzo trafia w moje serce (szczególnie tłumaczenie "Jagnie odkupiło owce", co odpowiada znanemu nam "Odkupił swe owce baranek bez zmazy"). Słowo kazania skierował do nas ksiądz Kris. Nawiązując do usłyszanej Ewangelii, prosił nas, abyśmy nie zamykali się w "wieczernikach" wspólnotowych, bo w byciu w jakiejś wspólnocie nie o to chodzi. Abyśmy to, co zyskamy poprzez obecność w nich wynieśli w świat. Do takich "niewiernych Tomaszów", czyli tym, którzy potrzebują namacalnych dowodów na to, aby w coś uwierzyć (oj, mam ja takich kilku w mojej rodzimej parafii). Marcinowi zaś zdjęto "białą szatę" na znak zakończenia jego białego tygodnia.
A po Mszy jeszcze na chwilę wróciliśmy do siedziby "Gościa Niedzielnego", aby posprzątać przyniesione przez nas rzeczy. Na szczęście w miarę gwałtownie uwinęliśmy się z tym, toteż i mój powrót do domu był w miarę szybki. A dzięki temu mogłam jeszcze pójść na Koronkę do Bożego Miłosierdzia.