2163. Nigdy bym nie przypuszczała

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 2 tygodni temu
Kiedy jeszcze moja parafialna schola działała w miarę prężnie i intensywnie, bardzo lubiłam te chwile, gdy odbywały się różne okazjonalne akademie. No wiecie, rocznice wyboru Karola Wojtyły na papieża oraz jego śmierci, koncerty kolęd i pastorałek, różne salezjańskie święta. Owszem, czasami organizowały je inne parafialne grupy religijne, ale w większości przypadków była to głównie schola. A kiedy udało mi się raz wykazać, iż wbrew wszelkiemu wyobrażeniu innych mogę coś przeczytać, góra od razu pojęła, iż to nie musi być jednorazowy występ. I tak cieszyłam się z każdego otrzymanego tekstu, niemal traktując to jak święto. To zaś było łatwe, bo znowu nie otrzymywałam ich za każdym razem.
Wraz z obecnym proboszczem wszystko powoli zanikało, a aktywność scholi spadła do minimum. Moja zaś - do minimum minimum. Z perspektywy ostatniego roku tak sobie myślę, iż ok., mogli mi zakazać czytania czegokolwiek podczas nabożeństw i czuwań. Ale zamiast tego mogli mi np. zaproponować napisanie do nich tekstów, co już wcześniej robiłam. Ale jak nie to nie. Nic na siłę.
W zasadzie myślałam, iż moja aktywność pod tym względem wygaśnie całkowicie, bo i któż by się zdecydował na powierzenie mi napisanie scenariusza czy też tekstów o podobnej tematyce? No, ale znalazł się taki szaleniec. Poprosił o pomoc w przygotowaniu kandydatów do bierzmowania. Potem o pomoc w przygotowaniu szkolnego koncertu kolęd i pastorałek. Przekonał proboszcza abym przygotowała rozważania do dwóch Dróg Krzyżowych. A iż lawina nabrała rozpędu, to katechetka nieśmiało poprosiła mnie o napisanie góra 30 minutowego scenariusza odnośnie 20 rocznicy śmierci Jana Pawła II. To mi w graj, bo naprawdę lubię układać tego typu rzeczy i pisanie ich jest dla mnie czymś w rodzaju odprężenia.
Kiedy pomysł został zaakceptowany i dopracowany, a role rozdane, zaczęły się próby, które robiłam w ramach moich praktyk. Oczywiście nie sama, bo z katechetką. I choćby dobrze, iż z nią, bo przynajmniej człowiek miał i się kogoś poradzić, i wsparcie pod każdym możliwym rodzajem. Z drugiej strony było mi trochę smutno, iż księdza nie będzie, no ale na to nic nie wiele mogłam poradzić. Dlatego była to miła niespodzianka, kiedy okazało się, iż wyszedł ze szpitala. I tak jak obiecał - po jednodniowej niedyspozycji wrócił do pracy.
Nie wiem czy którykolwiek występ tak mnie stresował, jak ten. Bo co innego jest występować, a co innego być odpowiedzialnym za występ. Akademia zaplanowana była na godzinę 11:00, zdążyłam więc być na pierwszym bloku zajęć na uczelni i części drugiego. Jednak minuty dłużyły mi się w nieskończoność, a żołądek automatycznie zaciskał się możliwie jak najciaśniej. Sytuacja na uczelni wcale nie zmniejszała mojego niepokoju i strachu. Wręcz przeciwnie - spotęgowała go. Z wydziału wyszłam po 10, a do szkoły dojechałam tuż przed 11.
Nie poszliśmy w żadne specjalne dekoracje, jedynie wypożyczyliśmy z kościoła obraz Jana Pawła II. Tym razem stwierdziłam, iż minimalizm będzie czymś odpowiednim. Występujące dzieci odświętnie ubrane. Z przejęciem recytowali i odczytywali swoje kwestie. Z zaangażowaniem śpiewali te dwie wybrane przeze mnie i katechetów piosenki - "Tłumy serc" i "Pobłogosław nam". "Wieża modlitwy", którą bardzo lubię, i która pasowała mi do całości, puszczona była już z nagrania.
"Tłumy serc" dzieciaki choćby śpiewały na bis. Było pięknie, ale nie patetycznie.
To już te roczniki, które znają postać Jana Pawła II tylko z opowiadań. Tym bardziej zachwyciło mnie z jakim zaangażowaniem do tego podeszli. I powiem, iż podobało mi się to, tak po prostu. I mam nadzieję, iż nie tylko mnie. Zresztą ksiądz też mi potem powiedział, iż sam by tego lepiej nie zrobił. interesująca jestem, czy uczniów też pochwalił? Bo to przecież głównie to ich zasługa, ja tylko ułożyłam i napisałam scenariusz, bez nich nie zostałby wystawiony.
Tak się zastanawiam, czy jeszcze rok temu, kiedy byłam tak bardzo przybita, ktoś by powiedział, iż los tak bardzo się odmieni. Że może nie będę występować, ale będę coś współtworzyć. I choćby nie wiem, czy takie zaangażowanie nie odpowiada mi jeszcze bardziej. Tak, wiem, w internecie można znaleźć wiele gotowych scenariuszy, ale dla mnie naprawdę euforią jest samemu coś stworzyć. Zresztą dla mojej parafii też napisałam parę akademii, i chyba każda z nich podobała się. No, szkoda iż to się skończyło, ale może gdyby nie to, to nie byłabym na tym etapie, na którym jestem? Kto to wie?
Idź do oryginalnego materiału