1905. Zwieńczenie oktawy wielkanocnej

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 rok temu
Obchodzone rok rocznie święto Miłosierdzia Bożego, przypadające w drugą niedzielę wielkanocną, każe przystanąć na chwilę przed obrazem Jezusa Miłosiernego, który znajduje się w bardzo dużej ilości kościołów w Polsce i na świecie. Nie piszę, iż we wszystkich, ale w wielu. Jak wiemy, został on namalowany według wskazań żyjącej w pierwszej połowie XX wieku siostry Faustyny Kowalskiej. Ta niepozorna zakonnica przez wiele lat swojego życia miała widzenia, w czasie których objawiał jej się sam Jezus Chrystus. Najważniejszą ich spuścizną, poza wspomnianym obrazem, jest "Dzienniczek", w którym zostały spisane owe objawienia wraz z obietnicami, które dał Jezus tym, którzy będą czcicielami Bożego Miłosierdzia. Jeden jego egzemplarz znajduje się na mojej półce. Lubię do niego sięgać. A choćby jest w nim jeden fragment, który stał się moją modlitwą w chwilach, w których czuję, iż zbyt bardzo skupiam się na sobie:
"Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.
Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.
Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla wszystkich miała słowo pociechy i przebaczenia.
Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.
Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.
Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze choćby z tymi, o których wiem, iż nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój."
Święto Bożego Miłosierdzia poprzedziła nowenna. Nie wiem jak to było w innych kościołach, ale u nas w diecezji wierni spotykali się codziennie o godzinie 15:00, aby wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Jak tylko pozwalał mi czas i siły, to dołączałam do nich.
Dzisiejsze święto przekazuje wiernym moc, jaka płynie z Bożego Miłosierdzia. Może go doświadczyć każdy grzesznik, o ile tylko skruszony przyzna się przed Bogiem do swoich win, których będzie szczerze żałował. Na myśl przychodzi mi tutaj dobry łotr, który w ostatniej chwili swojego życia nawrócił się i przyznał, iż Jezus jest Synem Bożym. Niesie to za sobą nadzieję, iż Bóg jest w stanie wybaczyć każdemu, kto tylko tego chce. Czasami boimy się udać do spowiedzi z obawy, iż nie otrzymamy rozgrzeszenia. Ale tak sobie myślę, iż nie jest powiedziane, iż w takim przypadku nie dostaniemy odpuszczenia grzechów przez Boga. Kapłan, chociaż jest przedstawicielem Boga na Ziemi, to równocześnie jest też człowiekiem, który myśli po ludzku. No właśnie, po ludzku, a nie po Bożemu. Zresztą sama miałam taką przygodę, iż za jedną rzecz nie dostałam rozgrzeszenia u jednego księdza, za to drugi stwierdził, iż to samo nie jest grzechem, bo przecież nie zrobiłam tego specjalnie. I myślę, iż Bóg będzie przez swoje miłosierdzie równie wyrozumiały, niczym kochający ojciec. To nie oznacza, iż mamy żyć na zasadzie "hulaj duszo piekła nie ma", ale też nie powinniśmy się przyznawać do błędów, bo każdy ma do nich prawo.
Niedziela Miłosierdzia Bożego wieńczy też oktawę Wielkiej Nocy. Pierwszy raz w życiu przez cały ten okres prawie codziennie uczestniczyłam we Mszy świętej odkrywając tym samym, iż każdego dnia przed śpiewem "Alleluja" odśpiewywana jest moja ulubiona "Sekwencja wielkanocna", którą mogę przywołać choćby obudzona w środku nocy. Znowu nie wiem, czy tak jest wszędzie, ale tam gdzie aktualnie uczęszczam tak właśnie było. Któregoś dnia po powrocie postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej na jej temat. Tym sposobem trafiłam na jej łacińską wersję, znaną jeszcze z czasów średniowiecza.

Nie jest to słowo w słowo to, co znane jest nam obecnie, wiele fragmentów jest wręcz innych w tłumaczeniu, jednak ogólny sens pozostał ten sam. Kilka razy sobie to przesłuchałam, choćby zapamiętałam niektóre frazy (co wbrew pozorom nie jest takie proste, kiedy z tyłu głowy ma się zakodowaną jakąś obeznaną melodię), a dzisiaj, ku mojej przeogromnej radości, miałam okazję wysłuchać tego utworu (znaczy się "Sekwencji wielkanocnej" w języku łacińskim) podczas Mszy świętej wieńczącej śniadanie wielkanocne w Duszpasterstwie Akademickim. Nie da się ukryć, iż inaczej się tego słucha chociażby z komputera, a inaczej na żywo. To chyba najpiękniejsze muzyczne zwieńczenie oktawy wielkanocnej jakie mogłam sobie wymarzyć. A choćby nie, bo tak daleko moja wyobraźnia nie sięga. Teraz czas na rok pożegnać się z dźwiękami "Niech w święto radosne paschalnej ofiary...", choć niewykluczone, iż gdzieś tam pod nosem będę ją sobie nucić.
Idź do oryginalnego materiału