1262. A ja mówię, iż to za wcześnie

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 2 tygodni temu
Odpowiedź na pytanie postawione w poprzednim wpisie przyszła niespodziewanie gwałtownie i brzmi - za wcześnie. Jako iż niektóre poniedziałki mam wolne, przynajmniej do południa, wyrabiam wtedy godziny na świetlicy w szkole, w której uczy ksiądz. Sama nie wiem, czy te 60 godzin to dużo czy mało. Mi się wydaje, iż mało, dla kadry jest to dużo. Pomału jednak je wyrabiam z cichą nadzieją, iż zdążę do czerwca. A jak nie to przecież we wrześniu też mogę się obronić.
Pierwsze trzy lekcje przebiegły w miarę spokojnie - tradycyjnie na pierwszych dwóch godzinach są te dzieciaki z pierwszych trzech klas, którzy mają na późniejsze godziny, a nie ma ich kto przyprowadzić na odpowiednią godzinę. Podobna sytuacja jest po 13. W międzyczasie na świetlicę przychodzą najczęściej ci, którzy nie chodzą na religię. Ewentualnie klasy, dla których w ostatniej chwili nie udało się znaleźć zastępstwa. Ale to sporadyczne przypadki. Niemniej, są.
Na czwartej lekcji na świetlicę przyszła w całości jedna z siódmych klas. Powinna mieć z Księdzem Niosącym Światło religię. Ale ksiądz godzinę wcześniej gorzej się poczuł i zwolnił się z pracy. "A nie mówiłam" - przeleciało mi przez głowę, chociaż tak adekwatnie to nic nie mówiłam. No nic, o ile ksiądz teoretycznie powinien zająć się sobą, o tyle trzeba było zająć się grupą siódmoklasistów. Jedna z nauczycielek świetlicy przyprowadziła ich do pomieszczenia. Sami za bardzo nie wiedzieli co ze sobą począć, bo gry planszowe nieciekawe, a od prac plastycznych uchowaj Boże. Bo już się nie czepiam, iż w tym wieku i klocki i bajki są nieatrakcyjne. Zresztą powtórkę z rozrywki mam popołudniami na świetlicy.
Ale żeby to nie był czas stracony, tudzież spędzony na klikaniu w ekran telefona, wymyśliłam coś innego. Mieli mieć religię? To ją mieli, tylko iż w ciut innej formie. Dobrze, iż to nie polski lub matma, gdzie zbytnie odbiegnięcie od podstawy programowej mogłoby mieć katastrofalne skutki. Zaproponowałam im temat związany z Pier Giorgiem Frassatim. I tak przygotowuję prezentację z nim związaną na zajęcia do Oratorium, coś też chcę powiedzieć o nim bierzmowanym, więc mniej więcej byłam z nim obeznana. Akurat ci z siódmej klasy to pierwszy rok przygotowań, więc oni mieli o Carlu Acutisie na spotkaniach opowiadane. Pier Giorgio jest im raczej mniej znany.
Wcale jednak nie wyszłam od wiary Jurka, a od jego pasji do gór. Trochę im opowiedziałam o Towarzystwie Ciemnych Typów, do którego sama należę, trochę o jego wycieczkach po Alpach. I w tym duchu wysokogórskich wędrówek nawiązałam do jego niezwykłej więzi z Bogiem, przejawiającej się w uczynkach miłosierdzia względem bliźnich. Potem trochę dyskutowaliśmy o tym, w jaki sposób to my możemy realizować takie uczynki względem innych osób. Oczywiście nie wymagałam od nich, aby tak jak Jurek poszli od razu do bezdomnych i oddali im swoje kieszonkowe, ale mogliby np. pomóc starszej sąsiadce przynieść zakupy, albo pobawić się z młodszym rodzeństwem. Każdy z nich miał swój pomysł na taką banalną pomoc innym. choćby o ile nie obrócą go w czyn, to cieszy mnie, iż chociaż mieli taką refleksję względem siebie. Ale żeby nie zapomnieli, to każdy z nich miał na kartce górę, a na jej szczycie dobry uczynek. Bo nie zawsze jego wykonanie przychodzi nam z łatwością. Wręcz przeciwnie, droga do niego może być równie stroma i trudna, jak droga na szczyt. Ale kiedy uda nam się go wypełnić, to odczujemy taką satysfakcję, jak po zdobyciu góry. Zmówiliśmy też modlitwę do błogosławionego Pier Giorgia.
Ufff, myślę iż jak na całkowicie improwizowane zajęcia to poszło nie najgorzej. Może nie wszyscy byli super zainteresowani, ale też nie przeszkadzali w prowadzeniu ich. Po zajęciach zadzwoniłam do księdza z pytaniem, czy wszystko w porządku i czy czegoś nie potrzebuje. Uspokoił mnie, iż to tylko chwilowa niedyspozycja. I iż jutro już wraca do szkoły. I jeszcze iż ma nadzieję załapać się na próbę generalną akademii o Janie Pawle II. Ja nic nie mówię, ale jego ostatnia niedyspozycja skończyła się dwumiesięcznym pobytem w szpitalu i dwoma operacjami. Z tego wszystkiego zapomniałam go zapytać czy czegoś nie potrzebuje z apteki po fabrycznych cenach, czyli bez marży. Najwyżej potem wyślę mu SMSa. Bo raczej na Mszy wieczornej już się nie pojawi. A może jednak...
Idź do oryginalnego materiału